Juniorzy młodsi Legii Warszawa doznali w sobotę klęski ze swoimi rówieśnikami z Bayernu Monachium przegrywając z nimi w towarzyskim meczu aż 0:14. To tylko mecz towarzyski z klubem topowym nie tylko w Niemczech, ale też w Europie, więc nie powinno nikogo dziwić, że szkolenie i skauting jest tam na wyższym poziomie.
Przegrana w stosunku 0:14 wymyka się jednak z jakichkolwiek ram przyzwoitości, pokazuje na ewidentną przepaść dzielącą dwa czołowe kluby w dwóch różnych krajach. Wskazuje, że w przyszłości futbol w Niemczech i w Polsce może funkcjonować na dwóch różnych, dotąd nawet trudnych do wyobrażenia prędkościach.
Ta porażka to klęska, ale przede wszystkim otrzeźwienie, strumień lodowatej wody. Polska piłka jest słaba, żadnej z polskich reprezentacji nie udało się od sześciu lat awansować do finałowego turnieju mistrzostw Europy juniorów, nasi młodzieżowcy mają duży kłopot z wywalczeniem miejsca w słabej polskiej ekstraklasie, nasi najbardziej utalentowani gracze wyjeżdżają do klubów zagranicznych i kompletnie nie liczą się w walce o miejsce nawet na ławce rezerwowych.
Pastwienie się nad Legią
Pastwienie się nad Legią lub nad innymi polskimi klubami próbującymi szkoleniową przepaść zniwelować nie jest dobrą reakcją, tym bardziej że polskie drużyny młodzieżowe potrafią nawiązywać walkę z rówieśnikami z Niemiec. Należy zadać sobie pytanie, czy lepiej grać z drużynami potrafiącymi nas ogrywać po 14:0, czy może z takimi, z którymi łatwo się wygrywa.
Pytanie, czy obrońca Legii szybciej nauczy się wyprowadzania piłki z własnej strefy obronnej, będąc pod nieustanną presją, czy może wtedy, gdy takich okazji będzie miał zdecydowanie mniej. Jeżeli w każdym takim kolejnym meczu jak ten z Bayernem liczba błędów nie będzie się zmniejszać, to znaczy, że brakuje talentu. Nie dowiemy się jednak o tym nie rozgrywając takich meczów. Musi być ich jak najwięcej.
Porażka 0:14 jest szokująca i na pewno mówi dużo o dzisiejszym stanie szkolenia w obu klubach i obu krajach. Najważniejsze jednak, co teraz z taką porażką się zrobi, jak się ją wykorzysta w celu dalszego szkolenia, czy pomoże na poprawienie jakości poszczególnych piłkarzy.
Klęski z HSV i Nagoyą
We wrześniu 2014 roku juniorzy Pogoni doznali klęski z rówieśnikami HSV Hamburg przegrywając z tą drużyną 0:8. Kilku piłkarzy z tej drużyny wywalczyło później wicemistrzostwo Polski juniorów, z tamtego zespołu wyszli tacy piłkarze, jak: Marcin Listkowski, Sebastian Kowalczyk. Obaj grali wtedy w Hamburgu, dziś są graczami ekstraklasy.
Wysoką porażkę potraktowano jako naukę. Ten sam zespół przegrał też z Nagoya Grampus z Japonii 1:5, choć grano zaledwie dwa razy po 30 minut. Przepaść była zauważalna w każdym elemencie, a japoński zespół zajmował w tamtym czasie 14. miejsce w lidze juniorów w swoim kraju. To wtedy Seiya Kitano strzelił naszej drużynie trzy gole i zapracował tym na kontrakt.
W międzyczasie z drużyną z Hamburga mierzyły się młodsze zespoły z rocznika 2001 i 2002 i reguła była taka, że zawsze korzystniejsze wyniki osiągały młodsze zespoły. To może być nadzieja na to, że w Pogoni wyciąga się wnioski, podnosi się jakość szkolenia w grupach młodzieżowych i kolejne roczniki mogą dostarczyć coraz lepiej wyszkolonych piłkarzy. Czy tak będzie, tego jeszcze dziś nie wiemy, ale po wynikach widzimy, że jest duża, z roku na rok coraz większa na to szansa, że tak się stanie.
W minioną sobotę młodzi piłkarze Pogoni z rocznika 2003 ograli w wyjazdowym meczu swoich rówieśników z St. Pauli 2:0 występując bez dwóch najlepszych piłkarzy Pogoni z tego rocznika. Pół roku temu w Szczecinie gościliśmy juniorów z St. Pauli, którzy szczecińskim juniorom dali prawdziwą lekcję futbolu. Wygrali 4:2, a drugą połowę 4:1, kiedy w szczecińskim zespole występowali juniorzy (w pierwszej połowie grał zespół rezerw).
Szkolenie się poprawia
Drużyna cztery lata młodsza przerastała w minioną sobotę swoich niemieckich rówieśników, natomiast starszy zespół pół roku temu nie miał nic do powiedzenia. Młodzież z Pogoni przez pół roku nie zmieniła się diametralnie, ale jednak można snuć nadzieje, że bardzo się zmienia i to na lepsze proces szkolenia coraz młodszych grup wiekowych.
Ciągle nie widać tego w pierwszej drużynie, utalentowanej młodzieży jest wciąż za mało, jest wolno wprowadzana, nie do końca przygotowana, klub nie zarabia na sprzedaży piłkarzy, ale okazuje się, że to długi, mozolny proces i wciąż każe nam się czekać. No to czekamy.
Richard Grootscholten, do niedawna dyrektor piłkarskiej Akademii Zagłębia Lubin, a dziś pełniący taką samą funkcję w Feyenoordzie Rotterdam podał w jednym z wywiadów przykład Jana Huntelaara, który w bezbolesny sposób przechodził z drużyny juniorów do seniorów, grywał od razu w europejskich pucharach, w reprezentacji.
Zapytał piłkarza o tremę i usłyszał, że takiej nie było, bo od dziecka mierzył się z tymi samymi wielkimi europejskimi klubami na szczeblu młodzieżowym, wielu piłkarzy spotykał nawet na boisku już z gronie seniorów. To dlatego takie sparingi jak Legii z Bayernem kończone nawet tak bolesnymi klęskami muszą być coraz częstsze. Młodzi piłkarze muszą się ogrywać, uczyć od najlepszych, a lepszych w Europie jest coraz więcej.
Bliskość granicy
Pogoń w różnych kategoriach wiekowych grywa sparingi z HSV Hamburg, St. Pauli, Unionem Berlin, Energie Cottbus, RB Lipsk, wykorzystuje bliskość granicy i trzeba mieć nadzieję, że w przyszłości będzie to procentować. Wygląda na to, że dziś więcej szkoleniowych korzyści jest z okresu zimowego niż regularnego sezonu, w którym trzeba rywalizować z zespołami nie zawsze prezentującymi określoną wartość.
Każdy mecz wysoko wygrany jest paradoksalnie straconym czasem. Zimą kluby w towarzyskich meczach dobierają sobie przeciwników, w sezonie zasadniczym muszą grać z drużynami z tej samej ligi, narzuconymi, a rywalizacja z niektórymi z nich nie przynosi żadnych szkoleniowych korzyści.
Korzyść mają ci słabsi, bo uczą się od najlepszych, ale to przecież o tych wybijających się ponad przeciętność powinno się dbać ze szczególną starannością. To dlatego tak ważne jest, by najbardziej zdolni piłkarze rywalizowali w starszych rocznikach, żeby mieli coraz trudniej, żeby nie osiadali na laurach. Tylko wtedy będzie im łatwiej przejść do piłki seniorskiej.
Jeżeli piłkarz strzela cztery lub pięć bramek w jednym meczu, to raczej niewiele się z tej konfrontacji nauczy. Jeżeli jednak będzie przykładowo wchodził w trakcie meczu w indywidualne pojedynki, będzie je przegrywał, a w każdym kolejnym spotkaniu będzie miał ich coraz więcej po stronie wygranych, to znaczy, że proces szkoleniowy idzie w dobrym kierunku, młody człowiek staje się coraz lepszym piłkarzem. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. pogonszczecin.pl