Środowa wygrana Pogoni z Lechem nie tylko zapewniła drużynie awans do następnej rundy Pucharu Polski. To był mecz, który pokazał, że wychowankowie nie muszą być w drużynie wiecznymi rezerwowymi i czekać na kontuzję lub kartki piłkarzy bardziej doświadczonych.
Właśnie wychowankowie: Dawid Kort i Jakub Piotrowski mieli największy wkład w zwycięstwo drużyny. To oni spowodowali, że środek pomocy w porównaniu z meczem sprzed czterech dni zmienił się w 66 procentach. To wystarczyło, żeby gra drużyny uległa całkowitej odmianie.
Obaj są jaskrawym przykładem na to, że droga wychowanków do pierwszej jedenastki nie jest jednak usłana różami. Obaj jeszcze pół roku temu znajdowali się w głębokich rezerwach. Piotrowski został wypożyczony, a Kort chciał odejść.
Również w pierwszych czterech meczach obecnego sezonu trener Skorża stawiał raczej na innych piłkarzy. Okazało się, że ma w drużynie piłkarzy, dzięki którym gra drużyny może wyglądać zdecydowanie lepiej i są to piłkarze występujący w centralnych miejscach boiska.
Pogoń w zimowym okienku transferowym wykupiła z Dynamo Tbilisi Mate Cincadze i zapłaciła za niego 100 tys. euro, latem podpisała trzyletni kontrakt z Tomaszem Hołotą i przedłużyła umowę z Rafałem Murawskim. Szukała piłkarzy na pozycję defensywnego pomocnika, a okazało się, że najlepszego z nich – Piotrowskiego – miała pod ręką już od jakiegoś czasu.
Jesienią ubiegłego roku w roli ofensywnego pomocnika występował Takafumi Akahoshi po czym pozwolono mu odejść przed upływem umowy. Nie spełniał oczekiwań już od dłuższego czasu, ale wciąż liczono, że powróci do formy z sezonu 2013/14, kiedy był w ekstraklasie królem asyst. W tym czasie, gdy Japończyk kończył swoją przygodę z Pogonią, to Kort nie podnosił się z ławki rezerwowych.
Kort i Piotrowski dziś wyglądają na piłkarzy, na których ma się opierać gra portowców, ale jeszcze kilka dni temu tak to nie wyglądało. To nie są jedyni piłkarze w pierwszej drużynie, którzy do szerokiej kadry przebijali się z zespołu juniorów i rezerw, a którzy gotowi są do dużych wyzwań.
Pod koniec sezonu zasadniczego szansę gry w wyjściowej jedenastce otrzymał Marcin Listkowski i świetnie ją wykorzystał. To on wespół z Kortem doprowadził do trzech wygranych z rzędu: z Arką, Ruchem i Lechią i dzięki temu drużyna znalazła się w pierwszej ósemce. Dziś pozycja tego piłkarza jest słabsza, ale to wciąż jeden z najbardziej utalentowanych i najlepiej rokujących piłkarzy z rocznika 1998 w całym kraju.
Na szanse w większym wymiarze czasowym czeka też rówieśnik Listkowskiego, Sebastian Kowalczyk. Ci, którzy wymagają więcej od Listkowskiego, powinni wiedzieć, że nawet Robert Lewandowski w wieku 19 lat nie strzelał jeszcze goli w ekstraklasie, a w wieku 18 lat został odesłany z Legii Warszawa, bo nie prezentował zadowalającej formy.
Młodego piłkarza nie wolno oceniać przez pryzmat dotychczasowych dokonań, które w młodym wieku nie mogą być imponujące. Młodych piłkarzy powinno oceniać się przez pryzmat talentu, możliwości i perspektyw, a te rysują się w kolorowych barwach nie tylko przed Kortem i Piotrowskim, ale też Listkowskim, Kowalczykiem i Walukiewiczem.
Ostatnie występy Piotrowskiego i Korta pokazują też, że najlepszym transferem mogą okazać się piłkarze wychowani w akademii. ©℗ (par)
Fot. R. Pakieser