Reprezentacja Polski poznała rywali w barażach do przyszłorocznych finałów mistrzostw świata. Pierwszym z nich będzie Albania na Stadionie Narodowym w Warszawie. Jeśli podopieczni Jana Urbana pokonają tę przeszkodę, to w decydującym meczu zagrają na wyjeździe ze zwycięzcą meczu Ukraina - Szwecja. Wyniki losowania i szanse Polski w rozmowie z „Kurierem Szczecińskim” ocenił Miłosz Stępiński, szczecinianin i selekcjoner kadry U-20.
- Różnie ocenia się skalę trudności rywali których wylosowaliśmy – od grupy śmierci do przysłowiowej bułki z masłem, czyli rywali których ogramy bez trudu. Jaka jest pana ocena?
- Każdy może mieć swoje zdanie, ale nikt nie może być pewny teraz swoich racji. Głównym powodem jest to, że do najbliższych meczów pozostają jeszcze 4 miesiące. Do tego czasu będzie bardzo dużo grania, dla wielu naszych kadrowiczów również w europejskich pucharach. Później będą przygotowania i wejście w nowy sezon. Nie jesteśmy w stanie powiedzieć w jakiej formie będzie na przykład Michał Skóraś, albo Jakub Kamiński, który obecnie błyszczy w Bundeslidze. Wiele może się zmienić, jeśli chodzi o formę, mogę dojść kontuzje piłkarzy, czego im nie życzę.
- Zaczniemy od meczu z Albanią, z którą ostatni mecz ponad dwa lata temu przegraliśmy 0:2 w Tiranie. Pamięta go większość aktualnych kadrowiczów. To będzie dla nich dodatkowa motywacja?
- Dwa lata jakie minęły to dużo czasu. Dla niektórych zawodników upływający czas działa na korzyść, a dla innych odwrotnie. Patrzyłbym na konfrontację z Albanią trochę z innej perspektywy. W pierwszym meczu tamtych eliminacji (do Euro 2024-red.) Albańczycy mocno nam się postawili mimo, że wynik 4:1 dla nas, na to nie wskazywał. Druga sprawa to, że nasza reprezentacja gra bardzo dobrze u siebie, ale nie pamiętam, żebyśmy w ostatnich latach, wygrali z kimś znaczącym na wyjeździe. Ostatni mecz który mi się nasuwa, to za czasów trenera Jerzego Brzęczka z Austrią (1:0 w marcu 2019-red.). Stąd moje obawy, przed ewentualną finałową konfrontacją na wyjeździe.
- Poza wygraną w barażach do Euro 2024 z Walią w Cardiff, ale po rzutach karnych, trudno doszukać się znaczącej wygranej na obcym boisku.
- No właśnie. Ale tak naprawdę, to powinniśmy uznać wynik meczu z Walią za remisowy. U siebie jesteśmy mega mocni, co pokazała odbudowana reprezentacja przez Jana Urbana choćby w meczu z Holandią. Wyglądało to dobrze pod względem wyniku, ale i atmosfery w zespole. Przed meczem z Albanią jestem optymistą i patrząc na zespół jaki mamy, możemy nazywać siebie faworytem.
- Tyle, że o ostateczny awans trzeba będzie się bić ze Szwecją albo Ukrainą. Z kim pan jako trener wolałby grać?
- Znowu musimy wziąć pod uwagę, że baraże są za cztery miesiące. Gdyby przyszło nam grać za 2-3 tygodnie, to wolałbym ze Szwecją. Ta drużyna jest rozbita, zdobyła zaledwie 2 punkty w całych eliminacjach, a jak wiemy do baraży zakwalifikowała się dzięki wynikom w Lidze Narodów, co dla mnie jest kontrowersyjnym pomysłem. Pamiętajmy, że nastąpiła u Szwedów zmiana trenera, objął ją doświadczony szkoleniowiec Graham Potter. Jest zagadką, jaką pracę wykona z zespołem przez cztery miesiące nie mając żadnego zgrupowania. No i co dla nas najważniejsze, jak my po serii braku zwycięstw na wyjazdach zaprezentowalibyśmy się ze Szwedami lub z Ukrainą na obcym terenie, bo z nią zagralibyśmy w Niemczech lub Czechach. Nie wiemy, jak będzie prezentowała się ta drużyna za 4 miesiące pod względem piłkarskim.
- Reasumując, czy pojedziemy na przyszłoroczny mundial?
- Bezwzględnie wierzę w naszą reprezentację. Jestem pod wrażeniem tego, jak się prezentuje w ostatnich trzech miesiącach. Nie będą to łatwe mecze, ale wierzę, że je wygramy, czy to w normalnym czasie, albo po karnych. Zdaję sobie sprawę ze skali trudności. To będzie tylko jeden mecz z każdym rywalem, w którym może przytrafić się czerwona kartka albo rzut karny. W piłce nożnej jest około 20 procent elementów związanych ze szczęściem. Raz może być po jednej stronie, a raz po drugiej. Dochodzi do tego dyspozycja dnia i czynniki o których mówiliśmy wcześniej.
Rozmawiał Jerzy Chwałek