Rozmowa z Krzysztofem Kubackim, trenerem piłkarzy Hutnika Szczecin
Po rundzie jesiennej piłkarska drużyna szczecińskiego Hutnika trenowana przez Artura Malińskiego zamykała IV-ligową tabelę z dorobkiem zaledwie 11 punktów i szkoleniowiec powrócił do Świtu Skolwin, a działacze ze Stołczyna zaczęli szukać nowego trenera, który uchroniłby zasłużony klub od spadku.
Wybór padł na Krzysztofa Kubackiego, który po rundzie jesiennej rozstał się z Vinetą Wolin, a drużyna z ul. Nehringa rozpoczęła wiosenne zmagania od bardzo trudnych rywali, grając z liderem i wiceliderem.
Hutnicy przegrali oba pojedynki, ale po wyrównanych meczach, 1:2 z Chemikiem Police i 0:1 właśnie z Vinetą, lecz już w trzecim spotkaniu rozgromili Inę Goleniów 5:0, rozpoczynając piękny serial siedmiu kolejnych zwycięstw i opuszczając strefę spadkową. Postanowiliśmy więc zapytać nowego trenera, jak udało mu się zmienić oblicze zespołu.
– Jak udało się dokonać tak owocnej metamorfozy?
– Zimą nie tylko ja przyszedłem do Hutnika, ale w klubie ze Stołczyna pojawił się także Sławomir Czekała, mój asystent i jednocześnie trener bramkarzy. Podstawą przemiany zespołu było jednak to, że w drużynie pojawiło się dużo nowych twarzy i byliśmy zdeterminowani, by powalczyć o utrzymanie. Moim zadaniem była budowa praktycznie nowej kadry, a ułatwieniem był fakt, że doszli zawodnicy już doświadczeni. Zmieniliśmy też organizację treningu, a w skrócie powiem, że polegało to na tym, że zaczęliśmy ćwiczyć więcej, a zajęcia były znacznie cięższe. W efekcie zespół, jak to się potocznie mówi zaskoczył i przyszły wyniki.
– Wyjechaliście na zimowe zgrupowanie, by lepiej się przygotować do rundy rewanżowej?
– Zarząd klubu proponował takie rozwiązanie, ale uznałem, że czasu jest mało i lepiej będzie środki przeznaczone na obóz, wykorzystać w bardziej efektywny sposób. Tym bardziej, że na szczecińskich obiektach mieliśmy bardzo dobre warunki do treningu, a sztuczne oświetlenie na naszym boisku dawało komfort treningu w najbardziej dogodnych godzinach krótkich zimowych dni.
– Wspomniał pan o wzmocnieniach nowymi piłkarzami, więc wypada się zapytać, kto zimą przybył do Hutnika?
– Może nie najściślejszym słowem jest mówienie o nowych graczach, bo w kilku przypadkach były to powroty byłych hutników, a nawet wychowanków klubu z Nehringa. Zimą z III-ligowego Świtu Skolwin przybyli: Adam Ładziak, grający także w ekstraklasie futsalu w Pogoni ’04 oraz Bartosz Gołębiowski, Dominik Dziąbek i Bartosz Sobinek. Z zagranicy powrócili bracia, Oskar Czapliński i Maksymilian Czapliński. Wzmocnieniem był też bramkarz Witalij Prokop z Morzycka Moryń, a z tego klubu przybyli też Artur Blasius i Patryk Janczak. Natomiast z Arkonii Szczecin przyszedł Adam Walles. Wspomnę jeszcze o dwóch istotnych wzmocnieniach, w osobach Cezarego Szałka z Tanovii Tanowo i Mateusza Sowały z Chemika Police, ale niestety, nie ma ich już z nami, bo wyjechali do pracy za granicę.
– Hutnik ma już kilka punktów przewagi nad strefą spadkową, ale czy można już mówić, że sytuacja jest opanowana?
– Gdy przychodziłem do klubu, miał on dziewięć punktów straty do bezpiecznej strefy, a teraz jesteśmy już nad kreskę, ale to nie znaczy, że możemy się zdemobilizować, bo trzeba być czujnym i walczyć do końca. Tym bardziej, że spadkowiczów może być więcej, jeśli III ligę opuści, któryś z zachodniopomorskich zespołów, a przecież bardzo niepokojąca jest sytuacja szczególnie Gwardii Koszalin, która jeszcze sezon temu występowała w II lidze.
– Dziękujemy za rozmowę. ©℗
(mij)