21 sierpnia 55 lat skończył Mariusz Kuras. 37 lat temu, czyli w dniu swoich 18 urodzin zadebiutował w ekstraklasie, w której z bardzo krótkimi przerwami grał przez 16 lat. Na poziomie ekstraklasy zagrał w 300 meczach. W historii Pogoni jest tylko dwóch piłkarzy, którzy go pod tym względem wyprzedzają: Leszek Wolski (348) i Zenon Kasztelan (310).
W ekstraklasie i na jej zapleczu zagrał w 431 spotkaniach i pod tym względem jest niedoścignionym rekordzistą. Prócz niego barierę 400 spotkań zdołał przekroczyć jeszcze tylko wspomniany Wolski (400). Raczej trudno się spodziewać, żeby ten rekord został pobity. W dzisiejszych czasach przywiązanie do barw klubowych jest już utopią.
Kuras do szerokiej kadry Pogoni został dokooptowany w okresie letnim roku 1983. Pogoń wygrała wówczas swoją grupę w Pucharze Intertoto mając za przeciwników takie zespoły, jak: Werder Brema, FC Malmoe i St. Gallen. Wygrała też latem prestiżowy turniej międzynarodowy pokonując takie marki, jak: Borussia Dortmund i FC Brugge.
Kuras dostał silne przetarcie przed ligowym debiutem, choć nie we wszystkich meczach wystąpił, ale dotknął futbolu na wysokim, międzynarodowym poziomie. Wcześniej na poziomie międzynarodowym występował jedynie w meczach reprezentacji juniorów, z którą w roku 1984 wywalczył brązowy medal mistrzostw Europy.
Debiut na osiemnastkę
Kuras zadebiutował w dniu swoich 18 urodzin w meczu przeciwko ŁKS Łódź. Dostał szanse gry w wyjściowym składzie obok takich piłkarzy, jak: Zbigniew Długosz, Janusz Makowski, Krzysztof Urbanowicz, Adam Kensy, Marek Ostrowski, Marek Włoch, czy Dariusz Krupa. Jego zmiennikiem był Leszek Wolski, a szansę debiutu otrzymał od Eugeniusza Ksola.
Pogoń mecz wygrała 2:0 po golach Ostrowskiego i Krupy. Dla Kurasa był to jeden z dwóch meczów w rundzie jesiennej i jeden z dziesięciu w całym sezonie zakończonym historycznym miejscem na podium. Będąc jeszcze juniorem i piłkarzem z dość sporymi piłkarskimi ograniczeniami potrafił stać się częścią znakomitej drużyny.
- Mój debiut nastąpił w dniu 18 urodzin – mówi Mariusz Kuras. - Graliśmy u siebie z ŁKS i wygraliśmy 2:0. W drużynie przeciwnej grał już mój rówieśnik i kolega z reprezentacji juniorów Jacek Ziober. Był podstawowym zawodnikiem. Potem kilka razy jeszcze na siebie wpadaliśmy i nie zawsze były to dla mnie miłe pojedynki. Ziober był jednym z najlepiej wyszkolonych graczy w polskiej ekstraklasie.
Kuras nie od razu stał się podstawowym piłkarzem w drużynie. Trafił na plejadę świetnych partnerów i już po roku gry w I drużynie przyszły pierwsze sukcesy. Pogoń zanotowała największy sukces w jej historii i wywalczyła prawo gry w pucharze UEFA.
- Wtedy prestiż tych rozgrywek był zupełnie inny, niż obecnie – wspomina Kuras. - Na wieść o tym, że zagramy z FC Koeln, wszyscy byli poruszeni, nawet ci bardziej doświadczeni gracze. - Mieliśmy już małe doświadczenie z gry z drużynami z Bundesligi. Rok wcześniej rywalizowaliśmy bowiem w pucharze Intertoto z Werderem Brema. To jednak nie było to samo. Tamten dwumecz cały czas mam żywo w pamięci. Przecież tych meczów w europejskich pucharach rozegrałem tylko cztery. To było wydarzenie dla całego miasta. Nauczyciele dzieci ze szkół zwalniali. Pamiętam, że rewanż w Szczecinie graliśmy o jakiejś wczesnej porze, chyba o 16. Kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem trybuny były już pełne. W drużynie przeciwnika były wówczas gwiazdy światowego formatu: Harald Schumacher, Pierre Littbarski, Uwe Bein, Klaus Allofs.
Trafiał na świetnych trenerów
Kuras czuł się w drużynie coraz pewniej. W roku 1987 Pogoń wywalczyła tytuł wicemistrza Polski i do dziś się mówi, że była to najlepsza drużyna w dziejach klubu. Wydawał się być w czepku urodzony. Trafił do drużyny ułożonej, świetnie funkcjonującej, spotykał na swojej drodze znakomitych trenerów, jak: Eugeniusz Ksol, Leszek Jezierski, czy Orest Lenczyk.
Przyszły jednak czasy trudne, kiedy musiał podołać całkiem innym zadaniom. W roku 1989 Pogoń spadła do II ligi po przegranych barażach z Motorem Lublin. Mariusz Kuras został postawiony w całkiem innej sytuacji. Okazało się, że nie zawsze można rywalizować o wysokie cele, zdarzają się sytuacje trudne.
- Wtedy z Lublina do Szczecina to była moja najdłuższa podróż w życiu – mówi Mariusz Kuras. - Na dodatek okradli naszą szatnię.
Na przełomie lat 80 i 90 Pogoń przeszła prawdziwe przeobrażenie. Z drużyną pożegnało się wielu świetnych piłkarzy, a przyszli młodzi, zupełnie niedoświadczeni. Kuras musiał stać się tym, który pociągnie wózek w odpowiednią stronę. Stał się piłkarzem jednym z najbardziej doświadczonych.
W Pogoni pojawiło się wielu młodych piłkarzy, którzy później zrobili karierę. Radosław Majdan, Waldemar Jaskulski, Maciej Stolarczyk, Robert Dymkowski, Olgierd Moskalewicz. Nikt ich wtedy nie znał i nikt się nie dowie, jak potoczyłyby się ich losy, gdyby w tak młodym wieku nie dostali szansy.
Drugie spotkanie z Jezierskim
Pogoń na zapleczu ekstraklasy grała przez trzy sezony. Powróciła do niej ze starym trenerem Leszkiem Jezierskim. To było drugie, ale nie ostatnie spotkanie na piłkarskiej drodze Mariusza Kurasa i Leszka Jezierskiego.
- Wtedy poznaliśmy, jak łatwo się spada, ale wchodzi się bardzo trudno. To było duże doświadczenie. Nabrałem dystansu do pewnych spraw i dużej pokory – mówi Mariusz Kuras.
Kuras jeszcze raz doznał goryczy degradacji. Była to sytuacja szczególna. W sezonie 1995/96 nie był piłkarzem Pogoni. Grał w lidze izraelskiej i był to jedyny sezon, kiedy występował poza Szczecinem. Zagrał jednak w ostatnim meczu sezonu, który decydował o pozostaniu w ekstraklasie. Pogoń niestety przegrała w Bełchatowie 1:2 i opuściła na rok szeregi najlepszych.
- Moje rozstanie z grą w Pogoni było bardzo naturalne – przypomina Mariusz Kuras. - Miałem niespełna 34 lata i mogłem jeszcze grać. Zdawałem jednak sobie sprawę, że czas biegnie i lepszym piłkarzem już nie będę. Mogłem rozpocząć swoją trenerską przygodę w Pogoni i to się dla mnie liczyło najbardziej.
Mariusz Kuras jako trener poprowadził drużynę Pogoni aż w 67 meczach na poziomie ekstraklasy. Tylko pięciu szkoleniowców ma pod tym względem lepszy bilans: Eugeniusz Ksol (100), Kosta Runjaic (96), Stefan Żywotko (91), Edmund Zientara (86) i Bogusław Baniak (74).
Jako bardzo młody, bo niespełna 36-letni trener doprowadził Pogoń do tytułu wicemistrza Polski w roku 2001. Objął drużynę na osiem ostatnich meczów, wcześniej był asystentem trenera Edwarda Lorensa. Jest jedyną osobą, która w różnych rolach byłą członkiem drużyny zdobywającej wszystkie dotąd medale dla drużyny Pogoni. ©℗ Wojciech Parada
Fot. R. Pakieser