Pogoń wygrała dwa premierowe mecze w nowym sezonie i usadowiła się na pierwszym miejscu w tabeli. Forma na początku sezonu nie jest optymalna, ale na uwagę zasługuje fakt, że drużyna nawet nie w pełni dysponowana potrafi w decydującym momencie przechylić szalę na własną stronę.
Zespół umiał to zrobić zarówno w pojedynku z krajowym potentatem Legią, jak i z ligowym słabeuszem Arką. Za każdym razem było jednakowo trudno. Pogoń zwycięstwa w dwóch meczach zapewniała sobie w ostatnim kwadransie gry. W meczu z Legią decydująca o zwycięstwie akcja nastąpiła w 83. minucie meczu, natomiast w poniedziałkowym spotkaniu z Arką gole padły w 76. i 90. minucie spotkania.
To znakomita rekomendacja dla zespołu, który potrafi walczyć do końca, jest dobrze przygotowany pod względem kondycyjnym, jest uparty i mimo wciąż nie najwyższej formy przepełniony wiarą we własne siły i możliwości.
W obu meczach znaczący udział w zdobytych golach mieli rezerwowi. W spotkaniu z Legią w akcji decydującej o wygranej brał udział Marcin Listkowski, natomiast w spotkaniu z Arką Srdjan Spiridonovic zdobył drugiego gola, a Adam Frączczak zaliczył przy pierwszej bramce asystę.
Impuls z ławki
Silna ławka rezerwowych to jest klucz, jeżeli myśli się o wygrywaniu czegoś więcej niż pojedyncze mecze. Pogoń w dwóch pierwszych spotkaniach pokazała, że pod tym względem jest do sezonu przygotowana. W meczu z Arką na boisku nie pojawił się w roli rezerwowego ani jeden z zagranicznych doświadczonych napastników (Benyamina, Manias), a mimo to impuls z ławki rezerwowych okazał się decydujący i bardzo znaczący.
Na ławce rezerwowych ani razu w dwóch pierwszych meczach nie pojawili się uważani w klubie za wychowanków: Hubert Matynia i Adrian Benedyczak. Ten pierwszy wyraźnie przegrał rywalizację o miejsce w składzie z Ricardem Nunesem, ale nie umiał wywalczyć sobie miejsca nawet na ławce rezerwowych.
Piłkarzowi w przyszłym roku kończy się kontrakt. Poprzedni sezon był ostatnim, w którym mógł się dobrze wypromować i być w obecnym letnim oknie transferowym sprzedanym. To jednak nie nastąpiło mimo niespodziewanego, jesiennego powołania do reprezentacji Polski ani systematycznemu stawianiu w wyjściowej jedenastce przez Kostę Runjaica. Nasz lewy obrońca w tym roku kończy 24 lata, jest przy pierwszym zespole już szósty sezon i powoli przestaje być graczem perspektywicznym i uchodzącym zza dobrze rokującego.
Piąty napastnik do gry
Benedyczak natomiast jest obecnie dopiero piątym w kolejce napastnikiem do gry (za Buksą, Frączczakiem, Benyaminą, Maniasem). Jego wypożyczenie do klubu z pierwszej ligi wydaje się potrzebą chwili. Nawet jeżeli dojdzie do transferu Adama Buksy do portugalskiej Bragi, o czym mówi się coraz głośniej.
18-letni napastnik rozegrał w ekstraklasie 15 spotkań, ale nie zdobył jeszcze gola. W poprzednim sezonie znacznie lepiej wiodło mu się na boiskach trzeciej ligi. W drużynie rezerw rozegrał 11 spotkań i zdobył 6 goli.
Ewentualne odejście Benedyczaka do klubu z I ligi byłoby najlepszym rozwiązaniem dla wielu stron, a przede wszystkim dla samego zawodnika, który dostałby szanse rywalizacji na niższym poziomie niż ekstraklasa, ale o dwie klasy wyższym niż trzecia liga. Nieoficjalnie nie zanosi się jednak na to, co może oznaczać, że 18-latek przestanie się rozwijać. Nie poznamy jego faktycznego potencjału.
Przykłady Zwolińskiego, Korta, Piotrowskiego i Listkowskiego pokazują, że dla utalentowanych piłkarzy forma wypożyczeń jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Tkwienie w pierwszej drużynie ekstraklasy z małymi szansami na grę nie rozwija młodych piłkarzy. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. R. Pakieser