Poniedziałek, 25 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Jak z Arką, to na skarpie

Data publikacji: 16 grudnia 2017 r. 08:35
Ostatnia aktualizacja: 16 grudnia 2017 r. 08:35
Piłka nożna. Jak z Arką, to na skarpie
 

Derby, to nie tylko mecze dwóch drużyn zza miedzy. To również spotkania zespołów, mających sponsorów z tej samej branży, lub wywodzących się z miast o podobnej historii, charakterystyce i kulturze. Między innymi takimi pojedynkami były mecze Pogoni i Arki Gdynia.

Historia meczów tych drużyn nie jest zbyt bogata, ale ma wiele wspólnych wątków. Tak się składa, że trenerzy i piłkarze pracujący wcześniej w Pogoni mieli istotny wpływ na rozwój futbolu w Gdyni.

Arka po raz pierwszy awansowała do ekstraklasy w roku 1974. Jej pobyt w najwyższej klasie rozgrywkowej trwał tylko rok. W roku 1975 trenerem tej drużyny został Stefan Żywotko - ten sam, który wcześniej wprowadzał do ekstraklasy zarówno Arkonię, jak i Pogoń. To samo uczynił z Arką, która zakotwiczyła w ekstraklasie aż na sześć lat.

- Mecze z Arką nie były jakoś szczególnie dramatyczne - wspomina Zbigniew Kozłowski, w latach 70 podstawowy piłkarz Pogoni. - U siebie wygrywaliśmy raczej pewnie, gorzej było na wyjazdach.
 
Stadion nad morzem
 
Arka grała swoje mecze na charakterystycznym stadionie, z trawiastą skarpą, gdzie zbierali się najbardziej zagorzali fani tego klubu. Ponadto obiekt znajdował się blisko morza. Podczas meczów zawsze mocno wiało i były to warunki bardzo specyficzne.

- Mecze z Arką były szczególne z kilku innych powodów, niż te sportowe - kontynuuje Z. Kozłowski. - To był portowy klub, podobnie jak nasz. Nikt w Szczecinie nie chciał mieć krajowej konkurencji. Wiadomo, że  pewne decyzje zapadały wśród działaczy wysokiego szczebla, a nawet na partyjnych posiedzeniach. To były lata 70. Społeczność w Gdyni była niespokojna, podobnie jak w Szczecinie. Wzajemne kontakty, choćby tylko sportowe nie były wskazane, ale trwało to kilka lat.

Pogoń i Arka występowały w tej samej klasie rozgrywkowej od roku 1976 przez trzy lata. Do II ligi spadła jednak Pogoń, nie Arka, która niemal zawsze broniła się przed spadkiem. Koniec lat 70 to był dla gdynian najlepszy okres w dziejach klubu.

W roku 1979 - w tym samym, w którym Pogoń spadła do II ligi - Arka wywalczyła puchar Polski, pokonując w finale faworyzowaną Wisłę Kraków 2:1. Warto wiedzieć, że szczególny współudział w tym historycznym sukcesie mieli ludzie wywodzący się ze Szczecina.
 
Trener przed trzydziestką
 
Trenerem drużyny był Czesław Boguszewicz. Do dziś to najmłodszy trener w Polsce, któremu udało się wywalczyć krajowe trofeum. Miał wówczas 29 lat. Rok wcześniej miał jechać na mistrzostwa świata do Argentyny. Był ulubieńcem trenera Jacka Gmocha, grał w eliminacyjnym meczu z Danią w Kopenhadze, wygranym przez biało-czerwonych po golach Lubańskiego 2:1. Karierę przerwała kontuzja oka.

Boguszewicz miał w składzie dwóch szczecinian. Wiesław Kwiatkowski i Tadeusz Krystyniak byli rówieśnikami, rodowitymi szczecinianami, a do Arki ściągnął ich Stefan Żywotko. Tak samo uczynił z Boguszewiczem - już wtedy reprezentantem Polski, co spotkało się z wyraźną dezaprobatą szczecińskich kibiców.

- Kibice Arki i Pogoni nie lubili się - wspomina Z. Kozłowski. - Ci ze Szczecina mogli wybaczyć, że do Arki odeszli piłkarze Arkonii, ale Czesiowi już nie darowali. Boguszewicz wystąpił w jednym meczu w Szczecinie przeciwko Pogoni, której wiele zawdzięcza. Portowcy ze Szczecina wygrali 2:0.
 
Okolicznościowe gole
 
Kwiatkowski i Krystyniak, a wiele lat później Bartosz Ława i Emill Noll to byli piłkarze, którzy zdobywali gole w historycznych dla Arki wydarzeniach.

Krystyniak w Gdyni do dziś wspominany jest, jako gdyński Jan Domarski. To dlatego, że zdobył zwycięską bramkę dla Arki w finałowym meczu o puchar Polski z Wisłą Kraków - gola, który na lata stał się symbolem i synonimem sukcesu - niespodziewanego i przełomowego.

Kwiatkowski natomiast to był piłkarz, który zdobył pierwszego gola dla Arki w meczu o europejskie puchary. Jesienią roku 1979 Arka mierzyła się z Beroe Stara Zagora. W pierwszym meczu wygrała 3:2, by w rewanżu przegrać 0:2, tracąc oba gole w pierwszej połowie meczu.

W Bułgarii zgotowano Arce prawdziwą mękę. W hotelu nie było wody, interweniować w tej sprawie musiała polska ambasada. Obiady podawane były z opóźnieniem i zimne. Sędziowanie też było stronnicze. Jak twierdzą obserwatorzy, nie było sposobu, by wygrać w uczciwej walce. Szkoda, bo w drugiej rundzie Pucharu Zdobywców Pucharów Arka grała z Juventusem, a to byłoby święto w Gdyni nie do przecenienia.
 
Ława trafił z West Ham United
 
Bartosz Ława to zdobywca jednej z bramek w zremisowanym 2:2 meczu z West Ham United zorganizowanego na jubileusz 90-lecia gdyńskiego klubu. Noll natomiast strzelił bramkę w okolicznościowym spotkaniu z Beroe Stara Zagora zremisowanym 1:1 na inaugurację nowego stadionu.

Arka w latach 70 nie tylko pozyskiwała piłkarzy ze Szczecina, ale potrafiła wychować własnych reprezentantów. Najbardziej znanym z nich jest Andrzej Szarmach, który jako król strzelców II ligi trafił do Górnika Zabrze. Jego drogą chciał podążyć również Janusz Kupcewicz, jednak tak się nie stało z dość prozaicznych powodów.

- Janusz był młodym piłkarzem i chciał na przeprowadzce zyskać jak najwięcej - wspomina Z. Kozłowski. - Zażyczył sobie willi dla siebie i dla rodziców. Tego było za wiele. Trochę było wtedy śmiechu, bo wieść oczywiście szybko obiegła całą piłkarską Polskę.

- Szarmacha znali niemal wszyscy gdyńscy taksówkarze - wspomina Stefan Żywotko. - Był królem Gdyni, ale wszyscy mieli już go dość. Na jego przeprowadzce do Zabrze skorzystali wszyscy.
 
Prokowacyjny Korynt
 
W latach 70 niewątpliwie jednym z bardziej wartościowych piłkarzy był Tomasz Korynt - syn Romana, reprezentacyjnego obrońcy z lat 50 ubiegłego wieku. To z nim Zbigniew Kozłowski toczył najwięcej boiskowych pojedynków.

- Byliśmy rówieśnikami i graliśmy przeciwko sobie już w juniorskich rozgrywkach - mówi Z. Kozłowski. - Już wtedy Korynt był nieprzyjemny. Kopał, szczypał, prowokował. Gdyby grał w lepszym klubie, zrobiłby na pewno karierę.

Arka w roku 1982 spadła do II ligi, a powróciła do grona najlepszych dopiero po 23 latach. Wydatny wpływ na odbudowę pozycji klubu znów mieli ludzie wcześniej związani z Pogonią. Do ekstraklasy Arka wróciła mając w składzie między innymi: Bartosza Ławę i Roberta Dymkowskiego. W następnym sezonie dołączyli między innymi: Grzegorz Niciński, Olgierd Moskalewicz i Tomasz Parzy. Wcześniej natomiast grali tam tacy piłkarze, jak: Rafał Piotrowski, Rafał Andruszko, Dariusz Fornalak, Maciej Faltyński, czy Maciej Kaczorowski.
 
Dwa gole Bugaja
 
Pogoń mierzyła się z Arką w sezonie 2003/04 na zapleczu ekstraklasy i były to szczególne mecze. W Szczecinie gospodarze wygrali aż 5:1, odnosząc najwyższe zwycięstwo z tą drużyną w historii wzajemnych kontaktów. Dwa gole w tym spotkaniu zdobył Artur Bugaj.

- Pamiętam, że było wtedy dużo kibiców - wspomina Bugaj. - Chyba 15 tysięcy. To był na pewno jeden z tych meczów, które zapamiętałem szczególnie. Zdobyć dwa gole w spotkaniu drużyn zwaśnionych kibiców przy niemal pełnych trybunach - to się pamięta.

W rewanżu górą była już Arka, która wygrała 1:0 po golu strzelonym w końcówce przez najlepszego strzelca w dziejach Pogoni, Roberta Dymkowskiego.

- Wcześniej strzeliłem już gola Pogoni grając w innym klubie - wspomina Dymkowski. - Byłem wtedy piłkarzem Widzewa. Arka broniła się wtedy przed spadkiem, Pogoń walczyła o awans. Oczywiście zawsze życzyłem Pogoni dobrze. Wtedy też. Cieszyłem się jednak, że mogłem utrzeć nosa Antoniemu Ptakowi, z którym nie było mi po drodze.

Bartoszów dwóch 
 
W sezonie 2011/12 obie drużyny spotkały się na zapleczu ekstraklasy i były to boje szczególnie istotne dla szczecinian. Na własnym boisku wygrali z Arką 3:1 i był to ostatni mecz pierwszej rundy.

Spotkanie było wyjątkowe dla dwóch Bartoszów - Ławy i Flisa. Ten pierwszy przez sześć sezonów występował w barwach Arki i na pewno w sposób szczególny zapamięta te sześć sezonów. Dwa razy awansował z gdyńskim klubem do ekstraklasy i to samo później uczynił z Pogonią, w której się wychował.

Flis natomiast kibicował Pogoni od dziecka, pochodzi z niedalekiej Chojny, ale w wieku 16 lat wyjechał do Chorzowa.

- Otrzymałem propozycję gry w drużynie Młodej Ekstraklasy i skorzystałem z niej - mówi B. Flis. - Nie żałuję tego kroku, bo bardzo wiele się nauczyłem.

W wieku 20 lat nie znalazł uznania w oczach trenera Waldemara Fornalika, więc postanowił wrócić do Szczecina.

- Moje kilkudniowe testy nie wypadły okazale i nie otrzymałem propozycji kontraktu.

Flis przeniósł się do Arki i zamiast w barwach Pogoni zagrał przeciwko niej. Pół roku później obie jedenastki zmierzyły się ponownie. To była ostatnia kolejka sezonu, która decydowała o tym, czy portowcy awansują do ekstraklasy. Musieli wygrać i uczynili to. Pokonali Arkę w Gdyni 2:0 po golach Emila Nolla i Adriana Budki - akurat tych piłkarzy, którzy w rundzie wiosennej zawodzili najbardziej. ©℗ Wojciech Parada

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA