Jacek Gmoch to współtwórca sukcesów polskiej piłki w ubiegłym wieku. Był jednym z asystentów legendarnego trenera Kazimierza Górskiego, gdy Polska sięgała po 3. miejsce na świecie w 1974 roku. Cztery lata później jako selekcjoner zajął z reprezentacją 5. miejsce w MŚ. Do dzisiaj z wielką uwagą śledzi każdy mecz Biało-Czerwonych, a po ostatnim przeciwko Malcie w eliminacjach do MŚ 2026, podzielił się swoimi spostrzeżeniami w rozmowie z „Kurierem Szczecińskim”. Wrócił też we wspomnieniach do okresu kariery zawodniczej, gdy występował w Legii rywalizującej z Pogonią.
– Ostatni mecz z Maltą dał nam 3 punkty, ale chluby ze względu na zaprezentowany styl nie przyniósł. Jak pan go oceni?
- Jeśli nasz rywal jest teoretycznie słabszy, jak w przypadku Malty, i jesteśmy zmuszeni do ataku pozycyjnego, to mamy problemy i drużyna popełnia wielkie błędy. Wiadomo, że atak pozycyjny wymaga wyższego poziomu technicznego piłkarzy. Janowi Urbanowi udało się wykorzystać to co stare, ale jare. Mam na myśli dobrze zorganizowaną grę w defensywie i szybkie kontrataki. To najlepsze i najłatwiejsze rozwiązanie jeśli było mało czasu. Od wielu lat to nasze firmowe granie, czy jak się obecnie mówi, było w naszym DNA.
– Trzeba docenić, że w krótkim czasie Urban potrafił odbudować atmosferę wokół i w samej kadrze, bo była fatalna, gdy odchodził Michał Probierz.
– Zostawmy już nazwiska poprzedników. Według mnie wszystko zaczyna się i kończy na pieniądzach. Wokół reprezentacji przyciągnięto i zbudowano całą grupę sponsorów i biznesmenów, ale oni też mają swoje wymagania i starają się wyartykułować przed meczami. To obciążało za każdym razem naszą drużynę. Urban objął reprezentację, gdy wszystko się zawaliło, ludzie machnęli już ręką, że z tego nic nie będzie. Były podziały w drużynie, również ze względu na to, co poszczególnym piłkarzom udało się osiągnąć w karierze, bo nie każdy jest Lewandowskim. Niektórzy piłkarze nie mogli sprostać temu, jakie były wobec nich oczekiwania. Od czasów Adama Nawałki nie udało się tak naprawdę zbudować drużyny. Teraz gdy wielu już ją skreśliło, a czekał nas trudny mecz z Holandią, pojawiały się głosy, że co ma być to będzie, byle nie było kompromitacji. Zmniejszyły się oczekiwania wobec zespołu i to pomogło wyczyścić atmosferę.
Rozmawiał Jerzy CHWAŁEK