Piątek, 22 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Futbolowe życie jest krótkie...

Data publikacji: 25 maja 2024 r. 13:07
Ostatnia aktualizacja: 25 maja 2024 r. 14:57
Piłka nożna. Futbolowe życie jest krótkie...
Na pierwszym planie Wahan Biczachczjan, z lewą ręką w specjalnym ochraniaczu po złamaniu w meczu z Turcją; w tle drugi z laureatów naszego plebiscytu - kapitan Pogoni Kamil Grosicki. Fot. Ryszard PAKIESER  

Rozmowa z piłkarzem Wahanem Biczachczjanem, laureatem 69. Plebiscytu Sportowego „Kuriera Szczecińskiego”

Pod koniec piłkarskiego sezonu o rozmowę poprosiliśmy laureata naszego plebiscytu na 10 najlepszych sportowców województwa zachodniopomorskiego, Ormianina Wahana Biczachczjana, piłkarza Pogoni Szczecin i reprezentacji Armenii.

- Czy tak wyobrażał pan sobie ostatnie dni sezonu 2023/2024?

- Powiem otwarcie, nie tego się spodziewaliśmy, a oczekiwania były naprawdę duże. Przez większą część rozgrywek naprawdę przyzwoicie wyglądaliśmy. Mamy klasowych piłkarzy i dobrą drużynę, a rywale w walce o czołowe lokaty w lidze seryjnie mieli wpadki. Niestety, my też mieliśmy serie niepowodzeń i nieoczekiwane straty punktów. Czary goryczy dopełnił przegrany mecz sezonu - do którego wdarliśmy się w bólach, bo po bramce w ostatniej minucie z Podbeskidziem i trzech dogrywkach, z Górnikiem Zabrze, Lechem Poznań oraz Jagiellonią Białystok - czyli finał Pucharu Polski z Wisłą Kraków, na stadionie PGE Narodowym w Warszawie, wypełnionym po brzegi kibicami, w większości z naszego miasta, którzy stworzyli niesamowitą atmosferę, jakiej nie powstydziłby się finał Ligi Mistrzów! 

- Wisła ostatnio seryjnie traci punkty i to w I lidze. Może nie poradziliście z nią sobie, bo byliście przemęczeni, mając bardzo szczupłą kadrę, a niecały tydzień wcześniej grając morderczy mecz z Jagiellonią w Białymstoku i doprowadzając po przerwie do wyrównania kosztem ogromnego wysiłku...

- Nie było żadnego zmęczenia! A nawet jakby ktoś był lekko przemęczony, to w takiej atmosferze adrenalina by go poniosła. To było długo oczekiwane święto! Graliśmy dla miasta i dla przyjaciół, a przede wszystkim dla kibiców, bo bez nich piłka nie miałaby żadnego sensu. Powiem o sobie: grałem na maksa i dałem z siebie wszystko! Żal szczególnie wyrównującej bramki dla rywali na sekundy przed końcem regulaminowego czasu gry. To boli i trudno opisać, jak bardzo. Myślę, że będzie jeszcze długo boleć, może aż do czasu, gdy Pogoń wywalczy wreszcie puchar lub mistrzostwo kraju... We mnie te złe wspomnienia pozostaną chyba na zawsze. Realnie patrząc mam jednak świadomość, że w finale w stolicy prezentowaliśmy się gorzej od krakowian, ale nie potrafię odpowiedzieć, dlaczego tak się stało. Może lepiej zapytajcie o to trenera...

- Dla pana nie był to pierwszy finał krajowego pucharu...

- Gorycz finałowej porażki poznałem też na Słowacji grając w tamtejszej MŠK Žilinie, a kraj ten piłkarsko mocno różni się od Polski, bo są 4 kluby mocno odstające od reszty i wyniki są przewidywalne, zaś nie do pomyślenia jest, by drużyny broniące się przed spadkiem, rok później walczyły o mistrzostwo, jak to jest w przypadku Jagiellonii Białystok i Śląska Wrocław. Wracając zaś do krajowych pucharów, zaznałem również smaku zwycięstwa i to na progu futbolowej kariery, jako 17-latek w armeńskim Sziraku Giumri, strzelając gola w wygranym 3:0 finale. Jak dotychczas jest to moje największe piłkarskie osiągnięcie, a przygodę z piłką zaczynałem jako 5-latek, gdy tata zawoził mnie na boisko, na którym grałem z kilkoma kolegami i szybko trafiłem do piłkarskiej akademii. Jako nastolatek w armeńskim klubie zadebiutowałem też w europejskich pucharach i marzyłem o powołaniu do kadry. Dostrzegli mnie selekcjonerzy młodzieżowych reprezentacji, ale bywały też długie przerwy w powołaniach. Miałem też długą pauzę w grze z powodu kontuzji i myślałem nawet o zakończeniu kariery. Ktoś powiedział, że życie piłkarskie jest krótkie i chyba miał rację. Nie można się jednak załamywać i trzeba wierzyć w siebie. Sił dodaje mi wiara w Boga, a bardzo ważna jest też rodzina. Jak jest się czystym, to śpi się spokojnie... Jeszcze futbolowo żyję i od 21. roku życia otrzymuję powołania do pierwszej reprezentacji, co jest dla mnie dużym wyróżnieniem i wielką radością. Życie jest piękne, gdy można grać i trenować z taką gwiazdą, jak przykładowo Henrich Hamleti Mychitarian, który występował między innymi w Manchesterze City, Arsenalu Londyn, AS Romie czy Interze Mediolan.

- Wkrótce po sobotnim meczu z Górnikiem Zabrze, wybiera się pan na kolejne reprezentacyjne zgrupowanie, a później urlop...

- Zostałem powołany do reprezentacji Armenii na towarzyskie mecze ze Słowenią i Kazachstanem. Ten pierwszy pojedynek zostanie rozegrany już 4 czerwca w Lublanie i właśnie przed chwilą rozmawiałem o tym pod prysznicem z klubowym kolegą, reprezentantem Słowenii Luką Zahovičem, który straszył, że będzie gorąco... Mecz z Kazachami odbędzie się 7 czerwca w Erewaniu, a później rozpoczynam urlop, bo nie zakwalifikowaliśmy się na Euro 2024, choć na pewnym etapie rozgrywek szanse były. We wrześniu, w wyjazdowym eliminacyjnym meczu z Turcją, w którym długo prowadziliśmy, a wyrównującą bramkę straciliśmy w 88. minucie, po ostrym starciu z rywalem doznałem złamania ręki, ale w emocjach nic nie czułem i grałem dalej, a uraz zdiagnozowano dużo później. W pojedynkach z Turkami nikt się nie oszczędzał, bo tam nie chodziło jedynie o piłkę, lecz graliśmy o honor i życie! Nie użyłbym sformułowania, że nienawidzimy Turków, bo tak tego nie odbieram, ale są między naszymi narodami wieloletnie historyczne uwarunkowania i można by to chyba w pewnym sensie porównać do postrzegania w waszym kraju Rosji... Mam nadzieję, że już odpoczywając na urlopie, zobaczę Lukę w telewizji, grającego na niemieckich stadionach podczas mistrzostw Europy, do których zakwalifikowała się Słowenia. Dodam, że z wszystkimi kolegami w Pogoni mam dobre układy, ale z nikim jednak nie jestem w takiej zażyłości jak z Sebastianem Kowalczykiem, z którym do dziś codziennie rozmawiam, choć gra on już w Stanach Zjednoczonych. Na zgrupowaniach i wyjazdach na mecze dzielę zazwyczaj pokój z Danijelem Lončarem, z którym bywa nieraz bardzo śmiesznie, a jest on bardzo dobrym człowiekiem, choć na boisku musi grać ostro, bo tego wymaga się od obrońców. Najważniejsze jednak, że wrócił już do zdrowia. Rozmawiamy po angielsku, a może tylko wydaje nam się, że jest to język angielski, ale najważniejsze, że się doskonale rozumiemy. Mieszkając w Szczecinie zdążyłem się już nauczyć mówić po polsku, a wcześniej przez cztery lata grając na Słowacji, poznałem tamtejszy język, który teraz stopniowo zapominam. Gdy dzwonię do słowackich przyjaciół, strofują mnie żartobliwie, że wtrącam zbyt dużo polszczyzny.

- Portal Transfermarkt szacuje pana wartość rynkową na 1,2 miliona euro oraz informuje, że kontrakt z Pogonię jest jeszcze ważny do 30 czerwca 2025 roku. Nie zawsze jednak piłkarze grają w klubach do końca kontraktu. Już w zimie mówiło się o pana transferze do Daejeon Citizen w Korei Południowej, a teraz słyszy się o hiszpańskiej II lidze...

- Rzeczywiście zimą były koreańskie sygnały, ale do transferu nie doszło, a zapewniam, że teraz nikt ze mną nie rozmawiał na temat opuszczenia Szczecina.

- Dziękujemy za rozmowę. ©℗

(mij)

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA