Czwartek, 14 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Frekwencja poważnym problemem

Data publikacji: 14 lutego 2019 r. 18:17
Ostatnia aktualizacja: 15 lutego 2019 r. 10:17
Piłka nożna. Frekwencja poważnym problemem
 

Pierwszą kolejkę piłkarskiej ekstraklasy oglądało średnio 9 tys. kibiców. To zaledwie o 600 kibiców więcej, niż średnio przychodziło na stadion w całej rundzie jesiennej.

Obecny sezon jest trzecim z rzędu, w którym frekwencja systematycznie spada, coraz trudniej zobaczyć mecze z frekwencją powyżej 15 tysięcy kibiców. W premierowej kolejce nie było ani jednego takiego spotkania, choć mecze rozgrywane były na dużych stadionach, w dużych miastach.

To jest sytuacja odwrotnie proporcjonalna do przeznaczanych na działalność klubów pieniędzy. Nowa wynegocjowana kwota za transmitowanie meczów piłkarskich będzie od nowego sezonu jeszcze wyższa niż obecnie, choć obniża się zarówno poziom, jak i zainteresowanie krajowym futbolem.

W poprzednim sezonie średnia frekwencja wynosiła 9,5 tys. kibiców, natomiast dwa sezony temu było to 9,7 tys. fanów. W obecnym sezonie średnia może spaść poniżej 8 tys. na jeden mecz, a przypomnijmy, że Szczecin wkrótce podpisze umowę na budowę stadionu piłkarskiego o pojemności 21 tys. kibiców, podczas gdy w obecnym sezonie tylko na jednym stadionie – w Warszawie średnia widzów przekroczyła barierę 15 tys. fanów.

Szczecin zatem śmiało chce budować stadion, którego pojemność już wkrótce może stanowić nawet 300 procent średniej normy wypracowanej na wszystkich obiektach ekstraklasy, podczas gdy obecnie średnia oglądalność spotkań w Szczecinie (6,7 tys.) jest niższa od średniej, ale wciąż spadającej oglądalności wszystkich meczów ekstraklasy.

30 tys. na trzech 40-tysięcznikach

W inauguracyjnej kolejce rundy wiosennej mecze rozgrywane były na największych polskich stadionach mogących pomieścić powyżej 40 tys. kibiców wybudowanych na mistrzostwa Europy w największych polskich miastach: Gdańsku (460 tys. mieszkańców), Wrocławiu (640 tys. mieszkańców) i Poznaniu (540 tys. mieszkańców).

Łącznie fani z tych trzech miast mogliby pomieścić się na jednym wybranym stadionie, a i tak zostałoby jeszcze około 10 tysięcy wolnych miejsc. Frekwencja na polskich stadionach jest zdecydowanie niższa od przewidywanej w momencie podejmowania decyzji o budowie nowych stadionów i nie chodzi już tylko o te największe stadiony, ale też o te mniejsze.

Na meczu pierwszej kolejki rundy wiosennej w Gdyni (250 tys. mieszkańców) obecnych było niewiele ponad 6 tys. kibiców, natomiast w Krakowie (770 tys. mieszkańców) na spotkanie Cracovii zawitało nieco ponad 5,5 tys. fanów.

Kibiców nie są w stanie przyciągnąć na stadion nawet szczególne okoliczności. W Poznaniu, rozkochanym w klubie i piłce nożnej, było obecnych nieco ponad 12 tys. fanów, choć był to pierwszy mecz po przerwie zimowej z trenerem Adamem Nawałką na ławce trenerskiej, z którym wiązano ogromne nadzieje, którego namówienie na pracę wymagało dość sporych zabiegów organizacyjnych, jak również finansowych.

Więcej kibiców na starym stadionie

Mimo to poznańscy kibice stawili się na stadionie w liczbie mniejszej, niż wynosiła średnia widzów na starym stadionie Lecha w ostatnim sezonie jego funkcjonowania. Wtedy średnia widzów wynosiła 14,5 tys., natomiast w pierwszym tegorocznym meczu zajętość stadionu wybudowanego na mistrzostwa Europy była na poziomie niespełna 30 procent.

Stadion Lecha nie jest jedynym, na którym średnia frekwencja w obecnym sezonie jest niższa niż w ostatnim sezonie rozgrywania meczów na starym obiekcie. Tam samo jest w Lubinie i to nie tylko w obecnym sezonie.

Średnio mecze Zagłębia ogląda 4820 kibiców, podczas gdy w sezonie 2007/08, a więc ostatnim na starym stadionie, średnio było 5867 fanów, czyli zainteresowanie nieco ponad 10 lat temu było zdecydowanie większe, choć warunki oglądania meczów na nieporównywalnie niższym poziomie.

Do Gdańska na mecz inauguracyjny rundę wiosenną w tym roku przybyło nieco ponad 13 tys. fanów, wśród których 2 tys., to byli kibice ze Szczecina i okolic naszego miasta. To stanowiło zaledwie 32 procent zajętości całego obiektu. W meczu na szczycie w piłkarskiej ekstraklasie tylko co trzecie krzesełko było zajęte.

Lechia podobna do Pogoni

Lechia jest klubem trochę podobnym do Pogoni, nigdy jeszcze nie zdobyła mistrzowskiego trofeum, a obecnie ma na to szansę największą w całej swojej historii. Mimo to na mecz z potencjalnym konkurentem i uchodzącą za nową piłkarską siłę w krajowym futbolu Pogonią, a więc na mecz atrakcyjnie się zapowiadający, przyszło niewiele ponad 10 tysięcy gdańszczan, którzy mogliby spokojnie pomieścić się na starym wysłużonym obiekcie we Wrzeszczu.

W ostatnim sezonie rozgrywanym na starym obiekcie średnio przychodziło na mecze 7,3 tys. kibiców, a trzeba pamiętać, że wtedy Lechia była drużyną kiepską, broniącą się przed spadkiem, raczej bez szans na szybki postęp. Obecnie jest liderem i na premierowy w nowym roku mecz wybiera się nieco ponad 10 tysięcy gdańszczan.

Cracovia rozgrywała nie tylko pierwszy mecz w nowym roku przed własną publicznością, ale także po czterech wygranych z rzędu w ostatnich spotkaniach poprzedniego roku. Co to oznaczało dla miejscowych kibiców? Przyszli na mecz w liczbie około 5,5 tysiąca.

We Wrocławiu w miniona sobotę było nieco ponad 7 tys. kibiców. To mniej niż średnio podczas ostatniego sezonu rozgrywanego na starym stadionie przy ulicy Oporowskiej. W sezonie 2010/11 było to średnio 8,1 tys. fanów, średnia widzów w obecnym sezonie wynosi nieco ponad 10 tys. kibiców, a więc frekwencja z uwagi na większy komfort oglądania meczów praktycznie nie uległa zmianie.

17 procent zajętości we Wrocławiu

Obiekt we Wrocławiu zapełnił się w sobotę w około 17 procentach, natomiast na stadionach w Gdyni i Krakowie zajętość obiektu wyniosła około 40 procent wartości całkowitej, choć są to stadiony niewielkie, obliczone na przyjęcie około 15 tys. fanów, zdecydowanie mniejsze niż ten, który w ciągu trzech lat ma powstać w Szczecinie.

Kiedy Pogoń w roku 2000 rozgrywała towarzyski, ostatni przed inauguracją nowego sezonu sparing z Zagłębiem Lubin, na stadion przyszło 7 tys. fanów i tylko dlatego tak mało, bo padał akurat ulewny deszcz. W przeciwnym razie stadion byłby pełny. Na sparingu i nie było to wcale tak bardzo dawno temu.

Obecnie nie ma w polskiej ekstraklasie ani jednego klubu, który byłby w stanie wypracować średnią widzów na jedno spotkanie na poziomie choćby 50 procent zajętości stadionu. To oznacza, że są przynajmniej dwa razy za duże jak na potrzeby polskiego kibica, generują niepotrzebnie koszty.

9 tysięcy kibiców na stadionie to może się okazać średnia nieosiągalna w następnej serii spotkań. Mecze rozgrywane będą bowiem w Lubinie, Sosnowcu, Gliwicach, Kielcach czy w Szczecinie, gdzie nie należy spodziewać się rekordowych odwiedzin.

Na dobę przed meczem w Szczecinie zainteresowanie meczem jest znikome, choć pogoda i obiecująca forma portowców z pierwszego meczu powinny zachęcać. 24 godziny przed meczem uprawnionych do wejścia na stadion było zaledwie 4 tysiące fanów.

Entuzjazm w Krakowie

Średnią frekwencję zbudują na pewno mecze rozgrywane w Warszawie czy w Krakowie, gdzie grać będzie Wisła znajdująca się jednak w specyficznym położeniu. Właśnie Wisła jest obecnie ekstraklasowym rekordzistą pod względem sprzedaży karnetów na rundę wiosenną.

Jesienią karnety na domowe mecze tej drużyny wykupiło nieco ponad 2 tys. fanów, natomiast obecnie tych karnetów sprzedano już prawie 12 tys. Nie może być jednak wątpliwości, że jest to efekt bardzo emocjonalnego, jednorazowego podejścia kibiców, mieszkańców Krakowa w związku z sytuacją w klubie, który jakby odradza się na nowo i przez to mocno wzrósł entuzjazm wielu tysięcy krakusów.

Jeżeli średnia sprzedaż karnetów na kolejne sezony utrzyma się w tych samych normach, to wtedy dopiero będzie można powiedzieć o sukcesie. Na razie możemy tylko mówić o incydentalnym zrywie, bardzo powszechnym w naszym kraju, na czym trudno jednak budować coś trwałego.

Nieco ponad 11 tysięcy karnetów sprzedała też Legia, która wraz z Wisłą pod tym względem zdecydowanie wyprzedza pozostałe kluby, które również dysponują nowoczesnymi stadionami, ale chętnych na wykup karnetów nie ma już tak dużo.

Do czołówki klubów ekstraklasy z największą liczną sprzedanych karnetów zaliczają się: Lech Poznań (około 6 tys. sprzedanych wejściówek), Arka Gdynia (4 tys.) i Jagiellonia Białystok (około 3,5 tys. karnetów). Pozostałe kluby są pod tym względem daleko w tyle, raczej nie stanowią żadnej konkurencji. ©℗ 

Wojciech PARADA

Fot. R. Pakieser

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

@tomik
2019-02-15 10:08:32
tonik Na taki syfiasty stadion oprócz fanatyków nie przyjdą normalni kibice!!! 2019-02-14 21:26:29 ------------------Człowieku, co ty za bzdury wypisujesz? Wrocław, Gdańsk mają nowe cudowne stadiony, a widownia taka że żal. Nawet w takim Poznaniu frekwencja spada i to mocno, tak zwyczajnie mało kto chce oglądać rodzimą mizerię piłkarską !
do tonika
2019-02-14 22:37:34
No właśnie w artykule powyżej jest czarno na białym wykazane, że nie od jakości stadionu zależy frekwencja.Czytaj ze zrozumieniem! Poziom polskiej piłki decyduje, na razie cała otoczka i opakowanie tej nędznej ligi w podniesieniu frekwencji nie pomaga. Tylko naprawdę odpowiednie szkolenie i, przede wszystkim, przypływ prawdziwych sponsorów są drogą do sukcesu.Kiedy przestaniemy zatrudniać 3-ligowy zagraniczny szrot, a na boiskach pokażą się prawdziwe polskie i zagraniczne gwiazdy, frekwencja wzrośnie, wraz z poziomem gry, o 200 - 300 procent. Innej recepty nie ma!
tonik
2019-02-14 21:26:29
Na taki syfiasty stadion oprócz fanatyków nie przyjdą normalni kibice!!!
jerzy gromowski
2019-02-14 19:13:04
a Gdańskowi skoczyło z 460 tyś ludności na ponad 1/2miliona i wyprzedziło Poznań he he

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA