Pogoń Szczecin - Lechia Gdańsk 1:1 (1:1) 1:0 Hostikka (4), 1:1 Gajos (30).
Żółte kartki: Matynia, Drygas, Kowalczyk, Bartkowski, Triantafyllopoulos (Pogoń), oraz Zwoliński (Lechia).
Sedziował Jarosław Przybył (Kluczbork).
Pogoń: Stipica - Bartkowski, Triantafyllopoulos, Zech, Matynia - Stec, Żurawski (73, Podstawski), Dąbrowski, Drygas (71, Turski), Hostikka - Cibicki (67, Kowalczyk).
Lechia: Kuciak - Fila, Nalepa, Maloca, Pietrzak - Mihalík (61, Conrado), Gajos, Tobers, Kubicki, Saief (84, Paixão) - Zwoliński (73, Gomes).
Pogoni udało się nie przegrać na własnym boisku z Lechią Gdańsk i sądząc po przebiegu meczu, to obie drużyny postawiły sobie ten sam cel. Za wszelką cenę nie przegrać, poprawić własne morale po ostatnich porażkach i godnie pożegnać rundę zasadniczą.
Tak się składa, że mecze Pogoni z Lechią toczone w decydujących momentach sezonu, lub w grupie mistrzowskiej zawsze przebiegają w sposób zgodny. Padają wyniki korzystne dla obu stron i tak samo było w niedzielę. Żadnej z drużyn nie zależało jakoś szczególnie, by powalczyć o coś więcej, niż jeden punkt.
O meczu nie da się powiedzieć niczego dobrego. Oba zespoły zagrały zachowawczo, przesadnie ostrożnie, nie próbowały odważniej zaatakować, nie podjęły ryzyka. Strach przed kolejną porażką paraliżował poczynania jednych i drugich. Nadmierna asekuracja stosowana była jednak do przesady. Dobrze, że na stadionie nie było kibiców, bo z całą pewnością pożegnaliby aktorów widowiska gwizdami.
Nie oglądaliśmy niczego ciekawego prócz goli, które już w pierwszej połowie ustawiły wynik meczu. Po przerwie Pogoń nie oddała celnego strzału, nie wykonała celnego podania w pole karne, wykonała zaledwie jeden rzut rożny. Gospodarze poza zdobytym gole nie stworzyli ani jednej sytuacji bramkowej.
Również Dante Stipica nie miał zbyt wiele pracy. W drugich 45 minutach wybronił tylko jeden łatwy strzał, goście wykonali zaledwie jedno celne podanie w pole karne. Oba zespoły w jednej połowie zanotowały łącznie jedno celne podanie w pole karne i łącznie oddały jeden celny strzał.
Dla Pogoni mecz ułożył się znakomicie. Szczecinianie przystąpili do meczu z mocno defensywnym nastawieniem. Czekali na przeciwnika na własnej połowie i próbowali kontr. Po jednej takiej akcji znakomitą asystą popisał się 19-letni Maciej Żurawski, a akcję świetnie wykończył Santeri Hostikka.
To był pierwszy gol Fina w barwach Pogoni i pierwszy uzyskany w meczach ligowych od 22 miesięcy. Świetny początek 23-letniego Fina wcale go nie uskrzydlił. W całym meczu był jednym ze słabszych piłkarzy na boisku, grał głównie do tyłu, nie próbował gry jeden na jednego, bardziej odważnej, choć sprzyjających momentów miał bardzo wiele. Ponownie wykazał się dużą bojaźliwością, ale za gola należą mu się brawa.
Pogoń nie zdołała utrzymać prowadzenia do przerwy. Wyrównał strzałem z rzutu wolnego Gajos. Duży błąd popełnił Stipica. Uderzenie oddane zostało z dużej odległości, a piłka leciała raczej w środek bramki. Nasz bramkarz wyraźnie spóźnił się z interwencją, zachował się fatalnie.
Wcześniej znakomitej okazji nie wykorzystał 27-letni wychowanek szczecińskiego klubu Łukasz Zwoliński. Po indywidualnej akcji trafił piłką w słupek. Po przerwie nie zagroził już bramce Stipicy. Żaden piłkarz nie wysilił się na tyle, by znaleźć się w dobrej bramkowej sytuacji.
Żaden z piłkarzy nie sprawiał wrażenia, że mecz toczy się o dużą stawkę, a grały ze sobą drużyny, które w teorii mają wciąż szanse na medalową lokatę. Organizacja gry, sposób poruszania się po boisku nie świadczyły o tym, że oba zespoły mają jakiś cel do osiągnięcia poza zakończeniem meczu bez większych strat.
To mógł być dla Pogoni mecz przełomowy, ale za mało w drużynie było piłkarzy chcących czegoś więcej, niż honorowy wynik. Na pewno na duże słowa uznania zasłużył Maciej Żurawski. Jedynym godnie go wspierającym graczem był Kamil Drygas. Prawdopodobnie na tej dwójce opierać się będzie gra szczecinian w meczach grupy mistrzowskiej. Do wyższej formy muszą dołączyć pozostali, w niedzielny wieczór nie dali z siebie wszystkiego. ©℗ Wojciech Parada
Fot. R. Pakieser