Jagiellonia Białystok - Pogoń Szczecin 2:3 (1:0) 1:0 Camara (41), 1:1 Kowalczyk (56), 1:2 Buksa (74, karny), 1:3 Frączczak (85), 2:3 Imaz (90).
Żółte kartki: Pospisil, Wójcicki (Jagiellonia).
Sędziował Bartosz Frankowski (Toruń).
Widzów: 9 414.
Jagiellonia: Węglarz - Wójcicki, Runje, Arsenić, Guilherme - Prikryl (71, Savkovic), Pospisil (78, Poletanovic), Romanczuk, Imaz, Camara (88, Kwiecień) - Klimala.
Pogoń: Stipica - Bartkowski, Triantafyllopoulos, Zech, Matynia - Kowalczyk, Dąbrowski, Kozulj, Listkowski (62, Hostikka), Spiridonovic (77, Frączczak) - Buksa (88, Benyamina).
Pogoń wygrała w Białymstoku po raz pierwszy od sześciu lat. Ostatni raz uczyniła to w sierpniu 2013 roku, kiedy na białostockim stadionie otwierano dwie nowe trybuny. Długo trzeba było czekać na ponowny triumf, ten z niedzieli okazał się efektowny, ale biorąc pod uwagę co się działo w pierwszych 50 minutach, jednak trochę zaskakujący.
Przed spotkaniem było jasne, że Pogoń aby zachować pozycję lidera będzie musiała w Białymstoku wygrać, co za kadencji trenera Runjaica jeszcze się w tym mieście nie zdarzyło. Pogoń wyszła na mecz z gospodarzami jakby bez wiary i pomysłu, natomiast Jagiellonia owszem, taki pomysł miała, skutecznie go realizowała i nie napotkała ze strony rywala na żaden opór.
Trener Mamrot zorientował się, że nowo powołany reprezentant Grecji Konstantinos Triantafyllopoulos nie jest piłkarzem szybkim, więc desygnował do gry w ataku dysponującego dużą szybkością Klimalę. Miejscowi wciągali gości na własną połowę, ale absolutnie nie pozwalali na żadne zagrożenie własnej bramki. Bardzo szybko odbierali portowcom piłkę i błyskawicznie uruchamiali Klimalę.
21-letni młodzieżowiec robił w defensywie portowców prawdziwe spustoszenie. Dochodził do wszystkich piłek, a nasi środkowi obrońcy grający bardzo wysoko od własnej bramki nie byli w stanie za nim nadążyć. Całe szczęście, że przed przerwą tylko jedna taka akcja zakończyła się golem. To była bardzo prosta taktyka i aż dziwne, że mająca aspiracje Pogoń tak łatwo dała się w taką grę wciągnąć.
Jagiellonia przed przerwą wykonała aż pięć otwierających podań, oddała siedem strzałów, w tym cztery celne. Wynik 0:1 do przerwy był dla Pogoni najniższym wymiarem kary po grze budzącej wiele zastrzeżeń co do zaangażowania i intensywności.
Pierwsza połowa dobitnie pokazała, że nie da się z sukcesami grać na poziomie ekstraklasy dysponując tak małą siłą ognia w ofensywie. Atak portowców praktycznie nie istniał. Pogoń w pierwszych 45 minutach nie oddała ani jednego celnego strzału, nie wykonała ani jednego rzutu rożnego, ani jednego otwierającego podania, a w polu karnym przeciwnika piłkę miała zaledwie dwa razy i piłkarze nie za bardzo wiedzieli co z nią zrobić.
Pogoń grała wolno
Pogoń grała wolno, schematycznie, bez pomysłu, a nawet archaicznie. Grała tak samo, jak w pucharowym meczu ze Stalą Rzeszów, ale tym razem przeciwnik był mocniejszy i bardzo szybko wskazał portowcom miejsce w szeregu.
Szczecinianie nie przypominali drużyny sprzed roku i to nie w pierwszym już meczu. Nie umieli zdominować przeciwnika, zepchnąć go do defensywy, nie stwarzali sytuacji. Mecz z Jagiellonią pokazywał, że Pogoń ma nie tylko kłopot w ofensywie, ale również w defensywie.
Tak mała liczba straconych goli przed meczem nie była efektem solidnej pracy defensorów, ale kapitalnych interwencji Dante Stipicy, który pomagał również w Białymstoku. 28-letni Chorwat nie może jednak w każdym ze spotkań ratować zespół od porażek, a z takimi sytuacjami mieliśmy do czynienia we wcześniejszych meczach.
Pogoń grała naiwnie, bardzo wysoko, teoretycznie odważnie i ofensywnie, ale nie stwarzała sytuacji, nie zagrażała i praktycznie z pierwszym poważniejszym rywalem napotkała na ogromne problemy. Dawno już nie widzieliśmy zespołu tak bezradnego, tak mocno zdominowanego przez taktykę rywala, który narzucił odpowiadający dla siebie sposób grania, a Pogoń naiwnie nabrała się na to i nie potrafiła nic godnego uwagi przeciwstawić.
Jagiellonia w natarciu
Wydawało się, że od drugiej połowy Pogoń przejmie inicjatywę, naciśnie na rywala, ale nastąpiło coś zupełnie odwrotnego. Pogoń była zespołem, który całkowicie poddał się grze, jaką sobie wymyśliła Jagiellonia. To gospodarze od początku drugiej połowy przejęli inicjatywę, atakowali i radzili sobie z dużą łatwością.
Gospodarze mogli podwyższyć wynik, stwarzali sytuacje, z coraz większą łatwością przedostawali się pod bramkę Stipicy i w momencie, kiedy wydawało się, że kontrolują mecz, to zostali skarceni. Pierwszy celny strzał na bramkę Węglarza oddał Sebastian Kowalczyk, piłka jeszcze odbiła się od obrońcy i wpadła do bramki.
Gol dla Pogoni wyraźnie dodał im skrzydeł. Szczecinianie osiągnęli przewagę, wygrywali pojedynki. Trudny do upilnowania był Adam Buksa, który oddał znakomity strzał z dystansu, był ruchliwy i bardzo aktywny w polu karnym przeciwnika. Mecz po przerwie wyglądał dla Pogoni zupełnie inaczej, a zmiana nastąpiła praktycznie w momencie wyrównania.
Jagiellonia po stracie prowadzenia grała bardziej bojaźliwie, miała w sobie mniej pewności siebie, nie poczynała sobie już tak swobodnie jak wcześniej, natomiast Pogoń nie tylko grała wysoko od własnej bramki, ale też szybciej. Efektem tego był rzut karny podyktowany po faulu na Kowalczyku i wykorzystany przez Buksę.
Dużo dobrego wniosła zmiana Santeriego Hostikki. 22-letni skrzydłowy popisał się asystą przy trzeciej bramce Adama Frączczaka, trzymał piłkę przy nodze, dokonywał dobrych wyborów, absorbował sobą piłkarzy drużyny przeciwnej i wyglądało na to, że ma dużą ochotę do gry, szuka gry kombinacyjnej. ©℗ Wojciech Parada