Pogoń Szczecin - Lechia Gdańsk 0:0.
Żółte kartki: Formella, Rapa, Niepsuj, Listkowski (Pogoń), oraz Augustyn (Lechia).
Sedziował Tomasz Kiwatkowski (Warszawa).
Widzów: 8 320.
Pogoń: Załuska - Niepsuj, Râpă, Dwali, Nunes - Formella (67, Listkowski), Piotrowski (83, Murawski), Drygas (78, Hołota), Kort, Gyurcsó - Frączczak.
Lechia: Kuciak - Wojtkowiak (78, Krasić), Augustyn, Vitória, Wawrzyniak - Stolarski, Nunes, Matras (84, Łukasik), Peszko - M. Paixão, F. Paixão (63, Lipski).
Pogoń zaledwie bezbramkowo zremisowała na własnym boisku z Lechią Gdańsk. Rywal tylko pozornie wydawał się mocny. Wysoki budżet, czwarte miejsce z poprzedniego sezonu mogłyby sugerować, że to przeciwnik godny i wymagający, jednak w ostatnim czasie mający duży problem z koncentracją, mobilizacją i odpowiednim zaangażowaniem.
Pogoń nie potrafiła wykorzystać kryzysu rywala, który nastawił się na grę asekuracyjną, grał bojaźliwie, z nadmiernym respektem dla gospodarzy, których jeszcze trzy miesiące ograł u siebie aż 4:0. Pogoń nie potrafiła zachować poziomu zaprezentowanego pięć dni temu. Wtedy pokonała Lecha w pucharze Polski po meczu porywającym, ale w poniedziałkowy wieczór niewiele już z tej drużyny zostało.
O ile w pierwszej połowie miejscowym udało się jeszcze przeciwnika zdominować, wygrać walkę w środkowej strefie boiska, mieć przewagę w posiadaniu piłki, ale też optyczną, to już po przerwie Pogoni było coraz trudniej prowadzić składne akcje.
Po przerwie lepsze sytuacje
Paradoksalnie to jednak po przerwie gospodarze mieli lepsze sytuacje. Dwukrotnie celnie na bramkę Kuciaka strzelał Gyurcso, a w końcówce dobrą sytuacje miał Frączczak. Przed przerwą szczecinianie nie oddali ani jednego celnego strzału, jednak udawało im się dobrze przygotowywać atak pozycyjny, udawało się częściej rozrywać defensywę Lechii, po prawej stronie aktywny w ofensywie był Niepsuj.
Po przerwie składnych akcji było mniej. Gra była monotonna, schematyczna, mało było ruchu bez piłki, dobrej piłki z każdą minutą ubywało, a szanse, jakie udało się stworzyć wynikały raczej z indywidualnych prób, a nie z wypracowanych schematów.
Pogoń wciąż zatem pozostaje drużyną, której na własnym boisku nie udało się wygrać. Mało tego, w drugim kolejnym meczu nie strzeliła gola, a w trzech dotychczasowych uzyskała tylko jednego gola i to zdobytego z rzutu karnego.
Trudno utrzymać poziom
Mecz z Lechią pokazał, jak trudno będzie nawiązać do wspaniałego spotkania z Lechem, a jak łatwo znów zejść na poziom, który przez kibiców nie jest absolutnie akceptowany.
Po raz trzeci w obecnym sezonie na meczu ligowym zasiadło ponad 8 tysięcy widzów. Kibiców bardzo łatwo i szybko skusić do przyjścia na stadion. Wystarczy jedna wygrana, jeden dobry mecz i ochota na kolejne takie spotkanie wzrasta.
Wyłączając dwa mecze absolutnie odmienne w wykonaniu portowców - z Zagłębiem i Lechem, to gra portowców w porównaniu ze spotkaniem z Jagiellonią, czy Wisła niewiele się różniła. Były tylko przebłyski gry szybkiej, zdecydowanej, na jeden, lub dwa kontakty. Im dłużej trwał mecz, to pomysłów na rozwiązywanie boiskowych sytuacji było coraz mniej.
Jeden, nawet znakomicie rozegrany mecz nie będzie nic wart, jeżeli drużyna znów na dłużej popadnie w marazm, do jakiego nas przyzwyczaiła w obecnym roku kalendarzowym. Jeżeli Pogoń nie powtórzy zachowań z meczu z Lechem, to oznaczać to będzie jednorazowy wyskok, który zdarza się od czasu do czasu każdemu.
W meczu z Lechią zabrakło skuteczności, ale też agresji w środkowej strefie boiska. Diametralnie inny mecz rozegrał Kort - świetny w meczu z Lechem i całkowicie niewidoczny w spotkaniu z Lechią. Może ten fakt zadecydował o ogólnym obrazie i wyniku poniedziałkowego spotkania. ©℗ Wojciech Parada
Fot. R. Pakieser