Rozmowa z Edwardem Krychowiakiem, ojcem reprezentacyjnego piłkarza Grzegorza
- Jak pan ocenia mecz z Senegalem, w którym pański syn zdobył piękną bramkę, ale też przyczynił się do utraty jednej?
- Myślę, że drużyna wyszła na mecz za bardzo zachowawczo. Taktyka i technika Senegalu polegała na tym, żeby wstrzymać pierwsze ataki Polaków. My - zamiast bezwzględnie atakować - dostosowaliśmy się o nich. Druga sprawa też taka niewytłumaczalna, to negatywne zbiegi okoliczności, które doprowadziły do utraty dwóch bramek. Takie sytuacje zdarzają się raz na dziewięć meczy. Myślę, że trener i drużyna wyciągnęli z tego meczu konkretne wnioski. Myślę, że przygotowania taktyczne na mecz z Kolumbią zakończą się zwycięstwem.
- Rozmawiał pan z synem po meczu?
- Codziennie rozmawiamy. Przed chwilą, przed wylotem do Kazania, także rozmawialiśmy. Młody jest pozytywnie nastawiony. Mówił, że nie ma co się bać.
- A co powiedział o tym swoim nieszczęsnym podaniu do bramkarza?
- Do tego podania można napisać wiele scenariuszy. Począwszy od tego podania, skończywszy na wylocie piłkarza Senegalu zza linii bocznej i zderzenie naszego obrońcy z bramkarzem. Rozłóżmy to na trzech i to po prostu będzie wygodniej. Po tym meczu nawet nie wchodziłem do Internetu, bo bałem się czytać to, co tam jest napisane.
- Dużo gości miał pan na swoim podwórku na meczu?
- Sporo, bo wielu znajomych, z którymi oglądałem to spotkanie, to stała grupa, z którą od wielu lat spotykamy się w Mrzeżynie przed telewizorem, na meczach reprezentacji. Powiem tylko, że mecz oglądało u mnie także wielu dziennikarzy, a teraz będzie ich chyba jeszcze więcej.
- Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia na meczu.
Tekst i fot. Mirosław KWIATKOWSKI