Rozmowa ze szczecińską gimnastyczką Martą Pihan-Kuleszą
W 66. Plebiscycie Sportowym „Kuriera Szczecińskiego” na 10. miejscu wśród najlepszych zawodników znalazła się gimnastyczka sportowa klubu MKS Kusy Szczecin Marta Pihan-Kulesza, która w ubiegłym roku startowała w rozgrywanych w grodzie Gryfa mistrzostwach Europy, a podczas nich została uhonorowana specjalną nagrodą SmartScoring Shooting Star Award za wieloletnie występy. Przypomnijmy, że M. Pihan-Kulesza to dziewięciokrotna mistrzyni Polski w wieloboju i dwukrotna olimpijka (Pekin i Londyn). W 2016 roku zawiesiła karierę, rok później urodziła córeczkę Jagnę i wróciła do gimnastyki. Postanowiliśmy poprosić naszą sportsmenkę o rozmowę.
– Czy spodziewała się pani, że głosami naszych Czytelników znajdzie się w czołowej dziesiątce?
– Przyznam szczerze, że było to dla mnie spore zaskoczenie, a w natłoku przedświątecznych zajęć bardzo brakowało mi czasu, więc z mężem Romanem Kuleszą nawet mocno się zastanawialiśmy, czy wybrać się na Galę Sportową „Kuriera Szczecińskiego”. Ostatecznie postanowiliśmy pójść, odkładając inne zajęcia, ale nie liczyłam na wyróżnienie. Zostałam jednak sowicie nagrodzona, bo gdy usłyszałam swoje nazwisko w dziesiątce, odczułam wielką radość i satysfakcję.
– Minęło już sporo miesięcy od rozgrywanych w Szczecinie mistrzostw Europy. Co najbardziej utkwiło pani w pamięci z tej imprezy?
– Wspaniała organizacja i zaangażowani ludzie z Żeglugi Szczecińskiej i miasta Szczecina, którzy potrafili stworzyć niepowtarzalną atmosferę. Myślę, że szczecińskie zawody przejdą do historii! Podczas swej długiej kariery uczestniczyłam w wielu międzynarodowych spotkaniach rangi mistrzowskiej, a najbardziej profesjonalnie organizowali je Brytyjczycy i Niemcy, ale nasze miasto co najmniej im dorównało.
– A wrażenia sportowe? Rozpoczęła pani niezbyt szczęśliwie od upadków w dwóch pierwszych konkurencjach i po takim falstarcie praktycznie nie liczyliśmy na wiele, a tymczasem w ćwiczeniach wolnych zademonstrowała pani brawurowy pokaz nagrodzony sędziowską notą 12.933…
– Ostatecznie w kwalifikacjach ćwiczeń wolnych uplasowałam się na 12. pozycji, a w wieloboju byłam 39., więc wyniki nie są za dobre i znacznie gorsze niż w zawodach Pucharu Świata, z których jestem zadowolona, bo w ćwiczeniach wolnych w marcu w Katarze byłam czwarta, a w listopadzie w Cottbus – piąta. Widocznie podczas szczecińskich mistrzostw potrzebowałam dwóch pierwszych przyrządów, żeby się obudzić. Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że troszeczkę zjadła mnie presja. Czułam, że tutaj są ludzie, którzy bardzo chcieli mojego sukcesu. Mnóstwo kibiców, którzy mnie świetnie dopingowali, a ja jak taki zwyczajny junior sobie z tym nie poradziłam. Jestem jednak bardzo zadowolona z ćwiczeń wolnych. Uważam, że ocena mogła być troszeczkę wyższa. Myślałam, że panie sędzie potraktują mnie odrobinę łagodniej ze względu na to, że jesteśmy gospodarzem. Pułap sędziowania był jednak na wysokim poziomie i nie dostałam choćby najmniejszego podarunku. Otrzymałam jednak specjalną nagrodę SmartScoring Shooting Star Award, a wyróżnienie to przyznawane jest zawodnikom z ciekawą sportową historią, którzy powinni być inspiracją dla młodych gimnastyków. Jestem wdzięczna za to wyróżnienie, ale dziękuję też wszystkim, którzy mnie wspierali i którzy oglądali te mistrzostwa, bo to było dla nas fantastyczne wydarzenie i wielkie przeżycie.
– Czy rezultaty sportowe mogły być lepsze?
– Na pewno tak, ale zabrakło nam wsparcia Polskiego Związku Gimnastycznego. Przykładowo, brakowało hali do treningów, bo nowy obiekt przy ulicy Małopolskiej został przystosowany na czas mistrzostw do treningów mężczyzn i to można zrozumieć, ale czemu nikt nie pomyślał, gdzie ja mam trenować? Sama musiałam sobie załatwiać halę w… Gdańsku. Nie pomagano mi, a po imprezie spotkałam się jeszcze z falą krytyki. Podobno opiekun dyscypliny miał do mnie pretensje, że korzystałam z pomocy zagranicznego trenera, bardziej zajmowałam się promocją mistrzostw niż startami, a moje dziecko pętało się po hali. Nie potrafię być dłużna, więc pojechałam do tej osoby, by wyjaśnić sprawę. Okazało się, że opiekun wcale tak nie mówił. Na marginesie dodam, że to chyba dobrze, jak pomógł mi inny trener, gdy z naszego obozu zabrakło wsparcia, a moja 2,5-letnia córeczka Jagna była wśród zawodniczek tylko przy dekoracji, co nikomu nie przeszkadzało.
– Czy nieporozumienia z PZG są już zakończone?
– Mają ciąg dalszy. Wkrótce po europejskich zawodach w Szczecinie odbywały się mistrzostwa Polski i na treningu przed tą imprezą doznałam kontuzji lewego łokcia i nie mogłam wystartować. Związek szybko wykorzystał okazję, ogłosił, że nie mam wyników i nie wysłał mnie na mistrzostwa świata, bym mogła rywalizować z Gabrielą Janik o start w igrzyskach olimpijskich w Tokio. Czuję, że robią mi pod górkę w centrali, a boli tym bardziej że także w Szczecinie. Szacunkiem cieszę się bardziej na świecie niż we własnym kraju.
– Jakie są plany sportowe na obecny rok?
– Nie poddaję się i za własne pieniądze pojadę na zawody Pucharu Świata i mam zamiar wystartować także w mistrzostwach Polski. A co będzie z mistrzostwami Europy, to jeszcze zobaczymy. Od pięciu lat prowadzę ośrodek sportu rekreacyjnego na Bezrzeczu, a teraz w innej lokalizacji chcę otworzyć drugą jednostkę z nastawieniem na sport profesjonalny. W tych przedsięwzięciach czuję wsparcie szczecińskich władz.
– Czy w przyszłości w pani sportowe ślady wstąpi córeczka?
– Jagna jest bardzo żywa i komunikatywna, bardzo dobrze zaadaptowała się w żłobku. Często chodzi ze mną na treningi i tam się bawi, robiąc z lubością przewroty, wchodzi na równoważnię, łapie się drążka. Wraz z mężem nie mamy jednak parcia, by na siłę namawiać ją na gimnastykę. Niech sama zadecyduje, a jeśli tak się stanie, to oczywiście nie będziemy jej przeszkadzać, lecz okażemy wsparcie.
– Dziękujemy za rozmowę. ©℗
(mij)
Fot. Dariusz Gorajski