Piotr Lisek przyznał, że lubi startować pod dachem, a celem na zimowy sezon jest medal lekkoatletycznych mistrzostw Europy w Belgradzie (3-5 marca). Zwrócił przy tym uwagę na bardzo wysokie minimum – 5,78, o osiem centymetrów wyższe od… olimpijskiego.
– Oprócz wielobojów, skok o tyczce jest jedyną konkurencją, w której od razu będzie 12-osobowy finał, bez eliminacji. Wcześniej trzeba uzyskać w wyznaczonych zawodach minimum, bardzo wysokie, bo aż 5,78. Dla porównania – na igrzyska w Rio de Janeiro wynosiło ono 5,70, a na mistrzostwa Europy w Amsterdamie – 5,60 – powiedział Piotr Lisek, zawodnik OSoT Szczecin.
Czwarty zawodnik olimpijskiego konkursu nie przypuszcza, aby 12 lekkoatletów uzyskało 5,78.
– Myślę, że taką wysokość pokona co najwyżej czterech tyczkarzy i w tym gronie widzę siebie. W przeciwnym razie nie miałbym po co jechać do Belgradu, a tam zamierzam walczyć o podium – dodał podopieczny trenera Marcina Szczepańskiego, który lubi… brąz albo – jak mówią jego koledzy – brąz lubi jego.
Medale tego koloru zdobył m.in. w ubiegłym roku w halowych mistrzostwach świata w Portland, a w 2015 roku w mistrzostwach globu w Pekinie i Europy zimą w Pradze. Był także trzeci w superlidze drużynowych mistrzostw kontynentu.
Lisek z wagą 96 kg nadal jest najcięższym na świecie tyczkarzem. Pytany, czy pozbycie się kilku kilogramów nie przełożyłoby się na wyższe wysokości, nie dał jednoznacznej odpowiedzi.
– Trudno to ocenić. Mniejsza waga być może miałaby korzystny wpływ na wyniki, ale nikt mi tego nie zagwarantuje. Trzeba byłoby dokonać m.in. modyfikacji w moim stylu skakania, a to jest za duże ryzyko na tym etapie kariery, więc póki co nie staram się na siłę odchudzać. Pomyślę jeszcze nad wagą, furtkę zostawiam otwartą. A tak przy okazji, to niewiele lżejszy ode mnie jest Paweł Wojciechowski i on chyba będzie drugi w klasyfikacji wagowej – powiedział urodzony w Dusznikach lekkoatleta, który w sierpniu skończy 25 lat.
Tyczkarz wspomniał też o trudnościach, jakie byłyby ze zrzuceniem kilogramów, bowiem smaczną kuchnią kusi go żona Aleksandra Wiśnik, była tyczkarka, medalistka mistrzostw Polski (srebro w Toruniu w 2013 i brąz w Szczecinie w 2014). Podkreślił przy tym, że od połowy października, kiedy to zawarli związek, w jego życiu „jest tylko lepiej”. Lisek z zadowoleniem mówił też o sile polskiej tyczki i trzech muszkieterach.
– Obok mnie są Robert Sobera oraz Paweł Wojciechowski i żaden nie chce drugiemu odpuścić. Lubimy się, ale rywalizujemy, a to wszystko dobrze służy tej konkurencji – zaznaczył.