Rozmowa z Piotrem Liskiem – tyczkarzem OSOT Szczecin
Piotr Lisek od kilku dni jest nowym rekordzistą Polski w skoku o tyczce. W poprzednim tygodniu podczas mityngu w niemieckim Cottbus poszybował nad poprzeczką zawieszoną na wysokości 5,92. Zawodnik OSOT Szczecin tym samym poprawił najlepszy wynik w Polsce należący od blisko sześciu lat do Pawła Wojciechowskiego.
– Paweł Wojciechowski pogratulował panu rekordowego wyniku?
– Paweł zadzwonił do mnie jako jeden z pierwszych z gratulacjami. Mamy ze sobą dobry kontakt, a mój rekordowy skok z pewnością również dla niego będzie ogromną motywacją.
– Emocje po uzyskaniu najlepszego wyniku w karierze i w Polsce już opadły?
– Myślę, że tak, tym bardziej że kilka dni później startowałem już w kolejnym mityngu w Rouen.
– W Rouen, kilka dni po ustanowieniu rekordu, nie zaliczył pan żadnej wysokości. Jak pan to wytłumaczy?
– Taka jest właśnie tyczka. Raz poprawia się rekord, a parę dni później nie można zaliczyć najniższej wysokości. Tym razem sam jest zaskoczony takim przebiegiem konkursu. Czułem, że jestem w dobrej dyspozycji i stać mnie na kolejny dobry wynik. Tyczki były jednak dla mnie w tym dniu za miękkie. Te, na których zwykle skakałem 5,80, tym razem nie pomogły mi pokonać 5,50. Już w trakcie konkursu zastanawiałem się, czy nie zmienić ich na twardsze, ale wydawało mi się, że i na tych sobie poradzę z pierwszą wysokością.
– Skoro czuje pan tak dobrą dyspozycję, to pewnie nie może się już doczekać kolejnego startu?
– Już w weekend czeka mnie start w Poczdamie i sam jestem ciekaw, jak tam się zaprezentuję.
– Od rekordu Polski do 6 metrów dzieli już pana tylko 8 cm. Czy jest szansa, że tę magiczną barierę złamie pan w najbliższych tygodniach?
– W Cottbus po raz pierwszy w życiu atakowałem 6 metrów. Można powiedzieć, że dotknąłem poprzeczki na tej wysokości, ale do pokonania jej było jeszcze daleko. To jest na pewno jeden z moich sportowych celów na ten sezon, ale proszę pamiętać, że sztuka ta udała się zaledwie kilkunastu zawodnikom na świecie.
– Podobno zastanawiał się pan nad rezygnacją ze startów w tym sezonie zimowym i powrotem na skocznie dopiero latem?
– Rzeczywiście po trzech latach startów zima-lato bez przerwy zastanawiałem się nad tym, żeby odpuścić sezon halowy. Ciągnęło mnie jednak do startów i chyba dobrze, że nie zdecydowałem się na przerwę.
– Ma pan już minimum na tegoroczne mistrzostwa Europy, a w dorobku kilka medali prestiżowych imprez. W kolekcji wciąż brakuje jednak choćby jednego złota. Czy to będzie cel na marcowe ME w Belgradzie?
– Celem w Belgradzie będzie wysokie skakanie. Najlepiej w granicach rekordu życiowego, a ten jest już na tyle dobry, że daje szanse walki o złoto. ©℗
Rozmawiał Wojciech TACZALSKI
Fot. R. Pakieser