- Jestem chłopakiem wychowanym na polskiej kuchni. Uwielbiam schabowego z ziemniakami - powiedział halowy mistrz Europy w skoku o tyczce Piotr Lisek. Zawodnik OSOT Szczecin wygrał stojący na wysokim poziomie konkurs w belgradzkiej Kombank Arenie wynikiem 5,85.
- Nie wiedziałem czy tu przyjadę. Po ostatniej złamanej tyczce – trzeciej z kolei – był ból głowy. Nie miałem pojęcia skąd wziąć następne, bo moje są robione na zamówienie. Na szczęście kilka pożyczył mi Paweł Wojciechowski, a następne dojechały ze Szczecina ze starego kompletu. Wszystkie skoki dzisiaj były na sprzęcie mojego kolegi z reprezentacji. Jestem mu bardzo wdzięczny - podkreślił Lisek.
- Pawła tyczki są na znacznie wyższe skakanie, bo jest między nami różnica wagi. Jesteśmy jak pociąg, który się napędza. Złoto w Belgradzie jest jedynie przystankiem w drodze do celu. Chcę stanąć również na podium mistrzostw świata w Londynie. Nie będzie to proste, ale stabilizacja na poziomie powyżej 5,80 i częste atakowanie takich wysokości w konkursach dają potrzebne w najważniejszych momentach doświadczenie - ocenił pierwszy Polak, który skoczył o tyczce 6 metrów.
Ostatni złoty medal dla Polski w tej konkurencji wywalczył w halowych mistrzostwach Europy w Wiedniu w 1979 roku Władysław Kozakiewicz.
- Muszę podziękować mojemu trenerowi Marcinowi Szczepańskiemu. Kluczem do sukcesów jest trening. Przez ostatni rok ciężko harowałem. Nie mam żadnej specjalnej diety. Jem wszystko. Bardzo lubię polską kuchnię. Kotlet z ziemniakami jest moim ulubionym daniem. Jestem ze wsi – z Dusznik koło Poznania. Ludzie stamtąd zawsze mówią mi, żebym pamiętał skąd jestem. I tak jest. Tam mieszka trzy tysiące osób. Moja mama ukształtowała mój gust kulinarny. Ona świetnie gotuje; żonie mówię, żeby brała z niej przykład - wspomniał Lisek.
Złoty medalista podkreślił, że nie odpuszcza i nie kupi sobie nawet piwa, którym mógłby uczcić medal.
- Przez kilka dni będę odpoczywał. Na alkohol nie ma szans, bo wiem o co walczę. Może skuszę się na colę, żelki i chipsy. Bardzo lubię mięso. Nigdy nie byłem orłem w szkole, ale z wychowania fizycznego miałem zawsze szóstkę. U nas nie było na szczęście tak, że nauczyciel rzucił piłkę i kazał grać. Zawsze mieliśmy elementy gimnastyki i sprawdziany lekkoatletyczne. Najgorzej radziłem sobie z językiem polskim, stąd boję się swoich wypowiedzi - powiedział Piotr Lisek.