Rozmowa z Piotrem Liskiem – tyczkarzem OSoT-u Szczecin
Podobnie jak w plebiscycie naszej redakcji, Piotr Lisek w 2016 roku na trzecim miejscu uplasował się także podczas halowych mistrzostw świata w Portland w USA. Podczas imprezy sezonu, czyli brazylijskich igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro, uplasował się tuż za podium na IV pozycji. Czwarty był także podczas mistrzostw Europy w Amsterdamie.
– W rozmowie sprzed dwunastu miesięcy, gdy nasi Czytelnicy wybrali pana na najlepszego sportowca województwa, stwierdził pan, że 2015 rok był najlepszy w karierze. A jak pod względem sportowym ocenia pan kolejny?
– Nie było źle, a w zasadzie to myślę, że spisywałem się całkiem nieźle. Skakałem przeważnie na miarę oczekiwań i możliwości, rywalizując z najlepszymi na świecie skoczkami o tyczce, jak równy z równymi, ale nie było jednak szczególnie rewelacyjnych osiągnięć, takich prawdziwych hitów. Na plus jednak mogę zaliczyć fakt, że w kończącym się roku naprawdę wiele się nauczyłem, a to doświadczenie powinno procentować.
– Czy igrzyska olimpijskie w Rio śnią się po nocach?
– Uważam, że nie zawiodłem na tej imprezie i pokazałem się z dobrej strony. Pozostał jednak niedosyt, bo teraz z perspektywy czasu widzę, że stać mnie było na pokonanie wyższej wysokości, co dałoby miejsce na podium i jakże upragniony medal z mniej lub bardziej cennego kruszcu. Skończyło się zaś medalem drewnianym, jak ja nazywam nagrodę za czwartą lokatę. Nie chcę się usprawiedliwiać, ale nie rozpieszczała nas w Brazylii pogoda, a ulewny deszcz spowodował, że nasz konkurs przerwano na półtorej godziny. Ta przerwa trochę mnie rozbiła. Rywale mieli jednak te same trudności, a w najważniejszym momencie brazylijskiej imprezy pokazali, co muszę uczciwie przyznać, że tego dnia są po prostu trochę ode mnie lepsi.
– W rozgrywanych w Stanach Zjednoczonych halowych mistrzostwach świata był już lepszy medal niż z drewna…
– Bardzo mnie ucieszył ten sukces, a miejsce na podium w Portland dało mi niesamowitą satysfakcję. Cóż może być piękniejszego niż medal mistrzostw świata? Poza tym pomogłem udowodnić, bo wspierali mnie w tym przedsięwzięciu także inni koledzy z naszej reprezentacji, że Polacy doskonale radzą sobie z całym światem czołowych tyczkarzy.
– Na mistrzostwach Europy w Amsterdamie znowu zabrakło jednego miejsca do podium.
– Zmieńmy temat! Zapomnijmy o tej imprezie! Jechałem do Holandii dobrze przygotowany, ale nie wytrzymałem presji, jaka na mnie ciążyła. Popełniłem za dużo błędów, a porażka, za jaką uważam czwarte miejsce w tych mistrzostwach z wynikiem aż o 25 centymetrów gorszym niż w Portland i Rio de Janeiro, to tylko moja wina.
– Kiedy rozpocznie się nowy sezon i jakie będą najważniejsze imprezy 2017 roku?
– Tradycyjnie, jak w ostatnich latach, swoje starty rozpocznę od lutowego mityngu skoku wzwyż i skoku o tyczce w Cottbus. Najważniejszą imprezą roku będą zaś mistrzostwa świata w Londynie oraz nie mniej ważne, halowe mistrzostwa Europy w Belgradzie.
– Czy rozpoczęły się już przygotowania do tych startów?
– Są w pełnym toku. Dopiero przed świętami wróciłem ze zgrupowania w Spale, a na kolejny sportowy obóz, który odbędzie się w tym samym miejscu, wybieram się już 3 stycznia. Miałem bardzo długą przerwę w treningach, bo uznałem, że po ciężkich sezonach, właśnie przyszła pora na gruntowniejszy odpoczynek, ale po tym przedłużonym urlopie jestem już na takim etapie, że zacząłem skakać. Oczywiście nie jest to jeszcze ten pułap i takie skakanie jak na zawodach.
– Jaką wysokość chciałby pan przekroczyć w przyszłym roku?
– Mam swoje plany, ale nie zdradzę tego publicznie, bo nie chciałbym, żeby mi ktoś robił wymówki w razie niepowodzenia. Uchylę jednak rąbka tajemnicy, że marzą mi się wysokie loty.
– Nie znudził pana zbyt długi odpoczynek?
– Był to odpoczynek od sportu, ale o nudzie nie było mowy, bo w moim życiu bardzo dużo się działo. Wziąłem ślub, a wybranka mojego serca Aleksandra ma już także moje nazwisko. Październik, czyli nasz miesiąc miodowy, spędziliśmy w Paryżu i Egipcie, skąd przywieźliśmy sporo wrażeń. Niektórzy przestrzegali, że to ostatnio niebezpieczne miejsca, ale sportowiec nie powinien być strachliwy, a szczęśliwy powrót pokazał, że nasz wybór był dobry.
– Były też egzotyczne pomysły na święta lub sylwestra?
– Boże Narodzenie spędziłem tradycyjnie z rodziną w Dusznikach pod Poznaniem. Była choinka, dużo jedzenia i oczywiście karp. Na sylwestra nie mam jeszcze planów, ale tak rzadko bywam w Dusznikach, że chyba właśnie tam razem z żoną powitamy Nowy Rok. Jestem już w okresie przygotowań, a to niestety wyklucza możliwość szampańskiej zabawy z jakąś nadzwyczajną fantazją…
– Dziękujemy za rozmowę. ©℗
(mij)