Koszykarze Kinga już w piątkowy wieczór mogli świętować trzeci w historii klubu awans do finałowych play-off. Mecz ze Startem nie był jednak w wykonaniu szczecinian udany i zakończył się porażką 72:75. O miejsce wśród ośmiu najlepszych ekip sezonu King walczyć musi dalej w pięciu najbliższych meczach wyjazdowych.
– Przespaliśmy pierwszą część meczu. Nie funkcjonowało to, co miało funkcjonować. Wkradła się w naszą grę nerwowość, zrobiliśmy siedem strat, zdobyliśmy zaledwie 11 punktów i przegraliśmy ją różnicą 6 punktów, co i tak było najmniejszym rozmiarem kary. Kluczem do wyniku spotkania było też 18 ofensywnych zbiórek Startu – komentował po meczu ze Startem trener Kinga Łukasz Biela.
Wynik meczu nie przekreśla szans Kinga na awans do finałowych play-off. Szczecinianie na pięć kolejek przed końcem są na 6 pozycji. Ostatnie pięć spotkań ekipa ze Szczecina rozegra jednak na wyjazdach, a wśród rywali są m.in. czołowe ekipy ligi – Stal, Arka i Polski Cukier. Na potknięcia Kinga w końcówce sezonu czekają konkurenci w walce o play-off Legia i Start.
– Na wyjazdach mamy w tym sezonie dodatni bilans, dlatego serii wyjazdów się nie obawiamy. Przegraliśmy mecz ze Startem, ale jestem przekonany, że już w sobotę nie będzie to miało żadnego znaczenia. Jedziemy do Ostrowa i musimy przed tym meczem wypocząć i wyczyścić głowy – deklaruje trener Łukasz Biela.
Przed rokiem King miejsce w finałowych play-offach zapewnił sobie dopiero w ostatniej kolejce sezonu zasadniczego, wygrywając z Anwilem we Włocławku i Treflem w Sopocie. Do play-off szczecinianie weszli wówczas z siódmej pozycji z bilansem 18 zwycięstw i 14 porażek. Taki sam dorobek miał ostatni zespół, który zakwalifikował się do finałowej „ósemki” Turów Zgorzelec. W tym sezonie King ma na razie dorobek 13 wygranych i 12 porażek, ale sezon jest krótszy o dwie kolejki.
– Nie jestem wróżbitą i nie wiem ,jak poukładają się inne mecze. Na pewno trzeba wygrać jeszcze dwa spotkania, a nie wiadomo, czy nawet nie trzy, aby być pewnym miejsca w play-off – dodaje Łukasz Biela. ©℗
(woj)
Fot. R. Pakieser