Szczeciński sędzia koszykówki Piotr Pastusiak, który prowadził w Rio de Janeiro 10 meczów, w tym finał kobiet USA – Hiszpania, przyznał, że największe wrażenie zrobiła na nim jednak praca podczas grupowego meczu Amerykanów z Serbami.
Koszykarze z Bałkanów jak równy z równym walczyli z zawodnikami NBA i byli o mały włos od sprawienia sensacji – ostatecznie przegrali 91:94. Spotkanie o złoto olimpijskie między tymi samymi zespołami było jednak widowiskiem jednostronnym, Amerykanie wygrali 96:66 i zdobyli trzecie z rzędu mistrzostwo IO.
- Największym przeżyciem, choć może to zdziwić niektórych, było sędziowanie spotkania Amerykanów z Serbami w grupie. Jako młody chłopak zafascynowany byłem NBA i nawet w najśmielszych marzeniach nie sądziłem, że kiedyś wystąpię z gwiazdami ligi na jednym parkiecie. A jednak... Niewiele brakowało, a Serbowie doprowadziliby do dogrywki. Żałowałem, że tak się nie stało, bo chciałem, by ten znakomity mecz trwał i trwał... Co ciekawe, prowadziłem też spotkanie koszykarek tych dwóch krajów, ale tu emocji było znacznie mniej – powiedział 40-letni arbiter ze Szczecina.
Wcześniej był tylko Zych
Podkreślił jednak, że mecz finałowy Amerykanek z Hiszpankami też oczywiście zapadł mu w pamięć. 40-latek ze Szczecina był drugim polskim arbitrem, który dostąpił zaszczytu poprowadzenia meczu finałowego IO. W 1992 r. w Barcelonie koszykarzom USA – Dream Teamowi m.in. z Michaelem Jordanem i Larry Birdem, w walce o złoto z Chorwacją sędziował Wiesław Zych.
- Prowadzenie finału było dla mnie jak zdobycie medalu..., choć pod względem sportowym mecz nie był tak bardzo atrakcyjny. Amerykanki potwierdziły klasę i łatwo pokonały rywalki – przyznał.
Pastusiak był w brazylijskich igrzyskach arbitrem sześciu meczów w turnieju koszykarek i czterech w zmaganiach mężczyzn, w tym ćwierćfinału Australia – Litwa.
- Nie spodziewałem się, jako sędziowski debiutant na igrzyskach, takiej liczby nominacji. Widocznie mój styl pracy przypadł do gustu szefom sędziów FIBA – cieszył się.
Był pierwszym polskim arbitrem od 16 lat na najbardziej prestiżowej i największej sportowej imprezie świata. Ostatni w tej roli wystąpił w Sydney Grzegorz Ziemblicki z Wrocławia.
Dwa razy sędziował Brazylijkom
Pastusiak wspomina także szczególnie pracę podczas meczów z udziałem gospodarza igrzysk.
- Miałem okazję dwukrotnie prowadzić zawody z udziałem Brazylijek. Przy żywiołowym dopingu wypełnionej po brzegi hali przegrały z Australijkami w meczu otwarcia, a w swoim ostatnim występie, po dwóch dogrywkach uległy Turczynkom. To były także wielkie emocje, większe niż w finale kobiet, który prowadziłem z Eddie Viatorem z Francji i Koreańczykiem Intae Hwangiem – zaznaczył.
Polski sędzia wie, jak dużo dał mu udział w największej imprezie globu i praca w spotkaniach z udziałem najlepszych ekip świata.
- Igrzyska były przede wszystkim bezpośrednim spotkaniem z koszykówką na najwyższym światowym poziomie. Było to dla mnie duże wyzwanie. Musiałem się dostosować do poziomu zawodniczek i zawodników, prowadzić mecze tak, by być "niewidocznym", a jednocześnie kontrolować sytuację i utrzymywać temperamenty głównych bohaterów widowiska na odpowiednim poziomie emocji. Była to okazja do wymiany doświadczeń i nauki od najlepszych arbitrów na świecie, w tym z NBA. Ich wiedza, czasami inne spojrzenie niż europejskie na sędziowanie, stało się dla mnie nowym bodźcem i pokazało kierunek, w którym chcę się rozwijać – podkreślił.
Pastusiak czuje dumę z bycia częścią rodziny koszykarskiej w Rio de Janeiro i dumę z tego, że mógł reprezentować Polskę.
- Widziałem podczas turniejów, że wszyscy: sędziowie, komisarze, obserwatorzy, odczuwali, że uczestniczą w wyjątkowym wydarzeniu. To była wspaniała grupa ludzi, 30 osób tworzyło zgrany team, w którym wszyscy się wspierali, a nie rywalizowali. Zaszczytem było reprezentować w Rio de Janeiro Polskę i polską koszykówkę - podsumował.