Ekstraklasa futsalu: Pogoń ’04 Szczecin - Rekord Bielsko-Biała 3:3 (2:1); 0:1 Marek (2), 1:1 Gepert (11), 2:1 Jakubiak (17), 2:2 Popławski (24), 3:2 Jakubiak (35), 3:3 Vakhula (36).
POGOŃ '04: Lasik - Bugański, Gepert, Jurczak, Jakubiak, Maćkiewicz, Jonczyk, Kubik, Cymański, O. Solecki
Do meczu z liderem tabeli szykowali się nie tylko szczecińscy piłkarze, ale także organizatorzy, którzy chcieli przyciągnąć do Azoty Areny jak najliczniejszą publiczność, by pobić rekord frekwencji. Rekordu - wyśrubowanego także podczas meczu z Rekordem (5 800 widzów!) - nie udało się jednak pobić, choć blisko 2-tysięczna widownia potrafiła stworzyć atmosferę futsalowego święta.
- Kibice utożsamiają się z nami, są głośni i to bardzo pomaga, więc widać, że futsal jest w Szczecinie potrzebny, a pomeczowe rozdawanie autografów jest bardzo przyjemne - mówił trener zero-czwórki Łukasz Żebrowski.
Nie udało się także pokonać Rekordu, choć na cztery minuty przed końcem szczecinianie jeszcze prowadzili, lecz ostatecznie podzielili się z rywalem punktami, podobnie zresztą jak w wyjazdowym pojedynku w minioną środę, gdy w ostatnich sekundach stracili wyrównującą bramkę...
Już na początku sobotniego meczu, wykorzystując prosty błąd rywala, Marek strzelił pierwszą bramkę dla lidera. Szanse na kolejne gole mieli Popławski i Biel. Na szczęście po rzucie wolnym wyrównał Gepert. Wprowadziło to nieco nerwowości w szeregi gości, którzy złapali cztery faule, przy zerowym karomierzu szczecinian. Bliski uzyskania prowadzenia był Cymański, a po chwili Kubik podał Jakubiakowi, a ten pokonał bramkarza z Bielska-Białej.
Po przerwie Popławski wyrównał, a kolejne wyśmienite okazje mieli Gepert i Franz. Świetnie spisywali się jednak bramkarz, Lasik i Kałuża. Wreszcie w 35 minucie trzecią bramkę zapisano Jakubiakowi, lecz powinien to być chyba gol samobójczy, bo piłka otarła się jeszcze od rekordzisty Vakhuli. Po tej stracie bielszczanie wycofali bramkarza, a wcześniejszy winowajca Vakhula wyrównał, a później kolejne bramkowe okazje mieli Polasek i Biel.
- Na samym początku zdarzył się nam kardynalny błąd i szybko straciliśmy bramkę, ale do przerwy udało się odrobić straty z nawiązką, a mogliśmy w pierwszej połowie prowadzić jeszcze wyżej, gdyż mieliśmy klarowne sytuacje strzeleckie - rozpoczął podsumowanie pojedynku Ł. Żebrowski. - Po przerwie na boisko wdarł się chaos, a mecz się wyrównał, zaś Rekord doprowadził do remisu. Wydawało się, że kto teraz strzeli trzecią bramkę, ten wygra. Nam się udało, ale Rekord wycofał bramkarza, perfekcyjnie rozegrał akcję po obwodzie i wyrównał. W końcówce rywale ponownie wycofali golkipera, ale po prawdziwym meczu walki, zakończyło się ostatecznie remisem.©℗ (mij)
Fot. R. Pakieser