Rozmowa z Marianem Kłosowskim, zawodnikiem Berserkers Team, brązowym pasem pod Piotrem Bagińskim, wielokrotnym mistrzem Polski w brazylijskim jiu jitsu i submission fighting, jedynym Polakiem, który czterokrotnie zwyciężał europejskie trialsy World Pro.
- Jednym z twoich znaków rozpoznawczych są dźwignie na nogi. Na Ragnaroku walczyłeś z Jarkiem Ogiegło, który nie odklepał twojego ataku. Siedzący obok mnie zawodnicy z innych klubów byli zdumieni, że twój przeciwnik to przetrwał, ale byli jednocześnie przekonani, że skutki tej dźwigni odczuwać będzie po walce.
- Gdyby moja dźwignia była skuteczna, to Jarek Ogiegło by to po prostu odklepał. Podczas tej walki czułem, że jestem blisko. Wydaje mi się, że zabrakło milimetrów, żeby kończenie weszło. Po minie widziałem, że rywal trochę cierpiał, ale tym bardziej szacunek dla niego, że przetrwał. Zresztą - on jest bardzo elastyczny. Są tacy, którzy by to odklepali, ale nie on.
- Różnego rodzaju ataki na nogi regularnie ćwiczysz i udoskonalasz.
- Tak. Najwięcej w trakcie prywatnych zajęć z grupą, którą mam przyjemność trenować. Tego typu techniki po prostu mi odpowiadają, więc wykonuję jeszcze większą i cięższą pracę, żeby je dopracować.
- Podczas eliminacji World Pro w Holandii jeden z twoich przeciwników odklepał dźwignię na nogę, a później zarzekał się, że wcale tego nie zrobił. Po wznowieniu walki chyba sam żałował swoich protestów, bo skończyło się jego ciężką kontuzją.
- To był mocny zawodnik z Bułgarii. Naprawdę silny chłop. Rok wcześniej walczył z Tomaszem Narkunem w finale i miał nawet możliwość poddania go, ale ostatecznie przegrał z moim klubowym kolegą na punkty. Nie był więc łatwym przeciwnikiem, ale to nie ma znaczenia, bo liczy się także sportowe zachowanie. Już po tym jak się poddał strugał wariata. Patrząc mi prostu w oczy mówił, że wcale nie klepał chociaż wszyscy widzieli jak było naprawdę. Sędzia nakazał wznowienie walki w pozycji, w której miałem skrętówkę. Powiedziałem przeciwnikowi, że jeżeli nie odklepie, to skończy się to dla niego kontuzją. On się jednak upierał i w ten sposób walkę zakończył z sześcioma naderwaniami i dużymi komplikacjami w wiązadłach.
- Jakie masz plany startowe na 2016 rok?
- Chcę wygrać World Pro. Byłem już cztery razy na finałach w Abu Dhabi i chcę pojechać tam po raz piąty. Chcę być pierwszym Polakiem, który wywalczy tam złoty medal. Poza tym oczywiście chcę wygrać najważniejsze zawody na krajowym podwórku, mistrzostwa Polski w brazylijskim jiu jitsu oraz ADCC, czyli mistrzostwa submission fighting, a pod koniec roku Ragnarok w Świnoujściu.
- A jakie były twoje początki w brazylijskim jiu jitsu?
- Zacząłem trenować siedem lat temu z moim przyjacielem Grześkiem Witkowskim w Szkole Salezjańskiej. Zabieraliśmy materace z sali wychowania fizycznego i układaliśmy, żeby ćwiczyć sporty walki. Ja kolegę uczyłem boksu, który wówczas trenowałem, a on mnie walki w parterze. Podczas 10 minutowego sparingu poddawał mnie 30 razy. Marzyło mi się wtedy, żeby poddać go chociaż raz. Tak samo on pracował, żeby przynajmniej raz pokonać mnie w walce bokserskiej. Później ćwiczyłem już w klubie. Zrobiłem sobie nawet zeszyt z nazwiskami zawodników, którzy wygrywali ze mną na macie i kolejno odhaczałem tych pokonanych. ©℗
Cały wywiad z Marianem Kłosowskim przeczytasz w poniedziałkowym Kurierze Szczecińskim oraz e-wydaniu z 7 marca 2016
Rozmawiał i fotografował Bartosz TURLEJSKI
Na zdj.: Marian Kłosowski to jedyny Polak, który czterokrotnie zwyciężał europejskie trialsy World Pro. Słynie m.in. z groźnych ataków na nogi.