Rozmowa z Edwardem Królem - trenerem Olimpu Szczecin
BOKS na Pomorzu Zachodnim obchodził właśnie swoje 70-lecie (uroczysta gala zorganizowana przez BKS Olimp odbyła się w minioną sobotę), a ponad połowę tego okresu może zapisać do swej sportowej biografii Edward Król, który jako zawodnik, trener i działacz przez 46 lat zajmował się pięściarstwem, z czego 3 sezony w Koszalinie i 35 lat w Szczecinie. Do dziś jest sportowo aktywny, jako prezes i trener Olimpu. W tym rodzinnym klubie wiceprezesem jest jego żona Jadwiga „Jagoda" Król, a szkoleniowcami - synowie, byli zawodnicy: Radosław Król i Tomasz Król (ten drugi czasami jeszcze walczy na zawodowych ringach). Udało nam się namówić E. Króla na chwilę wspomnień...
- Jak rozpoczęła się przygoda z boksem?
- Moja sportowa kariera rozpoczęła się w 1969 roku w rodzinnym Gdańsku w tamtejszej Gedanii. Wcześniej do tego klubu zapisał się kolega, podwórkowy prowodyr i zachęcił nas kilku łobuziaków z okolicy. Wkrótce jednak wszyscy z naszej paczki zrezygnowali i tylko ja połknąłem pięściarskiego bakcyla, choć byłem bardzo drobny i niski, a ważąc zaledwie 33 kilogramy, sporo mi brakowało do najniższej wagi. Po rocznym treningu przyszedł czas na występy w ringu, ale początek był ciężki, bo przegrałem 9 pierwszych walk. Nie załamywałem się jednak, bo byłem ambitny i bardzo zawzięty, za co spotkała mnie nagroda, bo po pierwszej zwycięskiej, czyli dziesiątej jubileuszowej walce, karta się odwróciła i przeważnie już tylko wygrywałem. ©℗ (mij)
Fot. R. Pakieser
Cały wywiad czytaj w magazynowym wydaniu Kuriera Szczecińskiego, lub w e - wydaniu.