Rozmowa z prof. Jerzym Samochowcem, kierownikiem Katedry i Kliniki Psychiatrii Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie
– Klinika chce rozwinąć psychiatrię środowiskową. Co to właściwie jest?
– Znamy ją tak naprawdę od średniowiecza, gdy zakon bonifratrów roztaczał opiekę nad osobami niepełnosprawnymi intelektualnie i chorymi psychicznie. Wspomagano takie osoby, dawano im prace, które potrafili wykonać. Te chlubne tradycje kultywowano także w XIX-wiecznym Szczecinie. W Niemierzynie działał potężny ośrodek protestanckich pastorów obejmujący opieką ok. 5 tysięcy osób. W ramach terapii pracą i zaspokojenia własnych potrzeb produkowały one żywność, przedmioty codziennego użytku: szczotki, naczynia itp. Rajcy miasta inicjatywę tę sobie chwalili. Z przejęciem władzy przez faszystów w 1933 r. rozpoczęto eksterminację ludzi chorych psychicznie i niepełnosprawnych. Trafiali oni do obozów koncentracyjnych, a dzieci usypiano w akcji „wygaszania życia”. Mówię o tym, aby podkreślić, że miarą rozwoju społeczeństwa jest to, w jaki sposób dba się o osoby, które nie potrafią same o siebie zadbać. Teraz wracamy do dobrych wzorców. Psychiatria środowiskowa ma za zadanie zidentyfikować osoby, które nie są w stanie same zgłosić się do psychiatry, zwłaszcza że niektóre z nich nie mają świadomości, że są chore. Nawet jak trafiają do nas, bo zdarzył się kryzys psychiczny, to wracają do domu, często przerywają leczenie i nie zażywają leków. To jest najczęstszą przyczyną tzw. drzwi obrotowych, gdy pacjent znowu wraca do szpitala z zaostrzeniem psychozy. A każdy kolejny epizod psychozy, tj. np. schizofrenii, choroby afektywnej, jest cięższy. Dlatego psychiatria środowiskowa jest pomostem – pacjent z oddziału wraca do domu, ale pozostaje pod opieką zespołu terapeutycznego: psychiatry, psychologa, terapeuty środowiskowego.
– Jak to wygląda w praktyce?
– W Szczecinie są dwa zespoły leczenia środowiskowego – w Klinice Psychiatrii PUM SPSK1 i w poradni zdrowia psychicznego przy ul. Staromłyńskiej. Wizyty domowe wykonują również specjaliści z Centrum Psychiatrycznego z ul. Żołnierskiej. To zdecydowanie za mało. W planie jest powstanie Centrum Zdrowia Psychicznego obejmującego 50-100 tysięcy dorosłych osób. W Szczecinie mogłyby powstać 4 takie centra. Myśmy wystąpili o program pilotażowy, chcemy objąć cały obszar Szczecina zachodniego. To może ruszyć w drugiej połowie 2017 r. Ważne, że mamy gotowe struktury, potencjał i odpowiednich ludzi. Nasi rezydenci (to nas wyróżnia na tle kraju) na cztery miesiące w ramach stażu uczestniczą w pracy zespołu leczenia środowiskowego.
– Jakich pacjentów leczycie w ramach psychiatrii środowiskowej?
– Jedna grupa to pacjenci z chorobami neurodegeneracyjnymi – otępieniami. Są to ludzie, którzy nie są w stanie dojść do ambulatorium, nie wiedzą, że są chorzy. Są osoby, u których może ujawnić się psychoza, to osoby z grupy wysokiego ryzyka. Nasi pacjenci w opiece środowiskowej to często tzw. trudni pacjenci. Leki można wypisać na miesiąc, czasami na trzy miesiące. Samo jednak podanie leku oczywiście nie wystarcza. Dobrze pokazuje to eksperyment z chorymi na chorobę afektywną dwubiegunową: jednej grupie podawano tylko leki, w drugiej podawanie tych samych leków łączono z psychoedukacją. W tej pierwszej grupie w ciągu 3 lat 95 proc. pacjentów miało nawrót, w tej drugiej – tylko 55 proc. Myślę, że ta zależność odnosi się nie tylko do chorych psychicznie, ale i do przewlekłych chorób somatycznych.
– Mówi pan o osobach, które nie wiedzą, że są chore. Skąd ktoś ma wiedzieć, że cierpi na chorobę psychiczną?
– Nie ma definicji choroby psychicznej, zdefiniowane są tylko zaburzenia funkcjonowania psychicznego. Istnieje jednak szereg obiektywnych wyznaczników. Jeśli następuje znaczne pogorszenie funkcjonowania w swoim środowisku, w pracy, w rodzinie, następuje załamanie linii życiowej – wskazuje to, że mamy do czynienia z zaburzeniem psychicznym i należy szukać pomocy u specjalisty, który postawi diagnozę w oparciu o obowiązujące kryteria.
– Czy na przestrzeni lat zmieniła się struktura zaburzeń, z jakimi macie do czynienia w klinice?
– Pula genów dla zaburzeń i chorób psychicznych się nie zmieniła i wynosi: 1 proc. schizofrenii, 3 proc. dla choroby afektywnej dwubiegunowej. Zwiększyła się precyzja rozpoznań – rozpoznajemy całe spektra chorób. Na pewno psychiatria powinna nadążać za nowinkami naszego życia społecznego, np. są nowe rodzaje zaburzeń związane z nowymi technologiami. Pojawili się pacjenci uzależnieni behawioralnie od gier internetowych i od mediów społecznościowych.
– Każdy korzysta z internetu, z telefonu. Jak rozpoznać, że korzysta niewłaściwie?
– Gdy ktoś poświęca czemuś więcej czasu, niż by chciał, gdy z tego powodu zaniedbuje obowiązki zawodowe i rodzinne, gdy np. jedzie na narty, a interesuje go tylko dostęp do wi-fi, gdy nie potrafi się skupić, bo nie ma przy sobie komórki – to może być to problem psychiatryczny.
– Bez internetu nie sposób funkcjonować. Co zrobić, by nie narobić sobie problemów?
– Trzeba stawiać ramy, granice. Warto ustalić z samym sobą kontrakt. Na przykład: internetu używam od 9 do 15. Nie biorę komórki, komputera ze sobą do sypialni. Dzieciom warunki trzeba stawiać jasno. Czasami w ogóle nie powinny mieć dostępu do sieci. Nie może być tak, że dziecko ma nieograniczony dostęp do telefonu, smartfona czy komputera.
– Prowadzicie w klinice interesujące badania…
– Wraz z docent Jolantą Kucharską-Mazur i z interdyscyplinarnym zespołem opracowaliśmy metodę laboratoryjnego wykrywania pierwszego epizodu psychotycznego. To przyspiesza diagnozę – a prawidłowa diagnoza jest sprawą kluczową, bo można rozpocząć leczenie. Ta metoda jest już opatentowana i będzie wdrażana. Z kolei z docent Justyną Pełką-Wysiecką badamy pacjentów z rozpoznaniem schizofrenii deficytowej. Oceniamy ich zdolności rozpoznawania smaków i zapachów. Wyniki tych badań wskazują na znaczne ograniczenia i upośledzenie tych zmysłów u pacjentów. Badamy komórki macierzyste w stanach lękowych i w chorobie dwubiegunowej. Prowadzimy badania dotyczące wystąpienia podwyższonego ryzyka epizodu psychotycznego, a także badania funkcji wykonawczych i procesów neurorehabilitacji. Zajmujemy się oceną znaczenia diety dla poprawy zdrowia psychicznego oraz skuteczności działania leków przeciwdepresyjnych i neuroleptycznych. W naszych jelitach mamy ok. dwóch kilo bakterii – a to, jakie mamy bakterie, przekłada się na sposób chorowania i jakość leczenia. Ten parametr także należy uwzględnić w terapii. Staramy się odpowiadać nie tylko na to, co dzieje się w nauce, ale i na zapotrzebowanie naszych pacjentów.
– Dziękuję za rozmowę. ©℗
Rozmawiał Alan SASINOWSKI
Fot. Robert STACHNIK