Poniedziałek, 23 grudnia 2024 r. 
REKLAMA

Pozwólmy aniołom odfrunąć

Data publikacji: 13 czerwca 2019 r. 11:17
Ostatnia aktualizacja: 14 czerwca 2019 r. 15:47
Pozwólmy aniołom odfrunąć
 

Rozmowa z Ulą Ryciak, autorka nominowanej do Nagrody Gryfia książki „Nela i Artur. Koncert intymny Rubinsteinów"

- Jak wytłumaczyć rosnącą w imponującym tempie popularność książek biograficznych - dodajmy, że jest to popularność nie tylko wśród czytelników, ale także wśród twórców (autorów biografii przybywa). Obserwuję to między innymi na przykładzie tytułów nadsyłanych do naszej nagrody. W porównaniu z rokiem 2011 skok jest ogromny. Nie uwierzę, że napisanie dobrej biografii to praca łatwa i lekka...

 - W migotliwych czasach, gdzie wszystko rozgrywa się w zawrotnych prędkościach, tęsknimy za zbliżeniem. Codziennie bombardują nas z ekranów upudrowane wyrywki idealnych żyć, być może z tego nadmiaru rodzi się potrzeba, żeby podejrzeć cudze życie bez filtru. Pisanie biografii przypomina zdzieranie pazłotka. Kiedy wychodzą na wierzch pęknięcia, kiedy obok trofeów wyświetlają się klęski i ból, można wreszcie kogoś zobaczyć, czegoś dotknąć, w jakiś sposób odnieść to do swojego losu. Tak jak piękno architektury jest zawsze grą światła i cienia, rysami, które zostawił czas, tak samo działa siła czyjegoś losu opowiedziana bez glamourowej zasłony. Z pisaniem biografii jest jak z miłością, chcemy wejść z kimś w pewien stan intymności. To nie jest łatwe, ale staje się fascynujące właśnie przez te momenty, kiedy trzeba porzucić nawyki swojego umysłu i bardzo się otworzyć na tę drugą osobą i jej kosmos.

 - Pani pomysł na opowiedzenie o małżeństwie Rubinsteinów okazał się znakomity - fakty z życia Neli i Artura ułożyły się pod pani palcami nie w nudnawą wyliczankę, ale w uwodzącą powieść o kobiecie i mężczyźnie. Jest to książka na pozór delikatna, ale tuż pod kulturalną powierzchnią skrywa olbrzymie emocje, udzielające się czytelnikowi. Samo tak wyszło?

- Bohaterowie w jakiś tajemniczy sposób podpowiadają, jak zbudować szkielet świata, w którym chcą się znaleźć. Kiedy zbierałam informacje o Rubinsteinach, jeździłam w wiele miejsc, które były z nimi związane. Ziemia jest jak ciało, ma swoją pamięć, tego, co się na niej wydarzyło i narzuca tropy. Zawsze szukam nie tylko faktów, ale i pewnych stanów, smaków, brzmień, które mogły towarzyszyć bohaterom. Gotowałam wiele potraw, które Nela gotowała Arturowi, które lubili razem jeść. Słuchałam ich ulubionych nagrań. Przerzucałam radiowe wywiady z Nelą i Arturem na telefon i chodziłam ze słuchawkami po mieście...

- I?

 - Gdy już znałam na pamięć treść, wtedy zaczynałam wychwytywać, gdzie bohater zawiesza głos, kiedy ton wypowiedzi staje się twardszy. To, co przemilczane, wstydliwe, wychodzi wtedy na wierzch. Te wszystkie szczegóły sprawiają, że stopniowo pojawia się jakiś stan bliskości z bohaterem, czy też szersze pola czucia i to wszystko układa się w całość, czuć wtedy emocje.

- Dlaczego właśnie Rubinsteinowie? Czym Pani „podpadli"?

- Kilka lat temu, przypadkiem, usłyszałam wywiad z Nelą w jakimś materiale archiwalnym i jedno zdanie z tego wywiadu uruchomiło we mnie obraz gasnącej, rozgoryczonej życiem Neli. Ten obraz był tak silny, jakby krwawił i domagał się bandaża, ciągle wracał, w końcu zaczęłam więc czytać o Rubinsteinach, a potem przyszedł czas na książkę. Może to wcale nie autor wybiera sobie bohatera, może to bohater jakoś dopada autora, rzuca tropy, by zanim podążyć i wciąga go w wir swojego życia?

- Wierzy Pani, że Nela bez Artura zrobiłaby wielką karierę taneczną?

- Ta pokusa, by tworzyć alternatywne losy dla bohaterów jest bardzo nęcąca, czasem dla zabawy, robię nawet takie wykresy ewentualnych żyć, ale to tylko gra wyobraźni. Tak naprawdę wierzę, że wybieramy najwłaściwszy ze swoich losów i liczy się tylko to, co wybraliśmy, a nie to, co potencjalnie straciliśmy.

- W jakiś przewrotny sposób „Nela i Artur" stanowi dla mnie powieść mocno feministyczną... Co Pani sądzi o takim odczytaniu książki?

- Zdecydowałam się na taką perspektywę opowieści, która była dla mnie najbardziej poruszająca i wydawała mi się świeża. Mam nadzieję, że odkrywa i Nelę, którą chciałam wyjąć z cienia, ale rzuca też nowe spojrzenie na Artura, zdejmuje go z pomnika i czyni go bardziej złożoną postacią.

- Nie będę ukrywać, że jak przed lekturą „Koncertu intymnego" Rubinsteina uwielbiałam, tak po lekturze uwielbienie nieco mi przeszło. Jak czytelnik ma sobie radzić z faktem, że artyści to nie zawsze anioły? I z drugiej strony - co ma zrobić biografista, który natrafia na niewygodne informacje o swoim bohaterze, którego niekoniecznie chce odmalować w złym świetle?

- Pozwólmy aniołom odfrunąć, bo łatwo się nimi znudzić. ;-) Zanurzając się w los jakiejś postaci, wcześniej czy później wyłowi się coś trudnego. To nie ma znaczenia, ile tego będzie, myślę, że istotniejsze jest to, by pozostać na pozycji czującego obserwatora, który chce coś odkryć, zrozumieć a nie oceniać. Podróżując kiedyś dużo po indiańskich osadach, nauczyłam się, że ludzie nie dzielą się na tych, którzy stoją w dobrym czy złym świetle, ale na tych, którzy mają odprężone ciała i tych, którzy mają ciała pozaciskane. Pisząc biografię, staram się zobaczyć, skąd się u kogoś wzięły te zaciski.

- Nagrody literackie - dobrze, że są czy może przeciwnie - wprowadzają więcej zamieszania niż ładu w życie literackie?

- Wspaniale, że istnieją! Dzięki nim pojawia się kolejny pretekst, by mówić o literaturze, by dawać nowe życie opowieściom.

- Dziękuję za rozmowę.©℗ 

Berenika LEMAŃCZYK

Fot. Wydawnictwo Agora

 

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

true
2019-06-13 12:22:11
W zdecydowanej większości przypadków kariera kobiet oparta jest na znanych mężczyznach.

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA