„Paragony grozy” to temat dyżurny nie tylko tegorocznych wakacji. Na forach internetowych pełno jest fotek „paragonów grozy” , jakie otrzymali klienci.
Niestety, otrzymujący taki paragon jest często sam sobie winny, o czym przekonuje mnie niedawny wpis matki małego dziecka, która zamówiła dla niego rybę, otrzymała 600-gramową porcję, a potem żaliła się światu, że była zbyt duża. A kto jej kazał ją przyjąć? Wystarczyło odmówić i pójść dalej.
Jakaś blogerka poszła do renomowanego nadmorskiego hotelu, by dowiedzieć się jakie tam są ceny, jakby nie mogła przeczytać menu. Zamówiła dwie przystawki, dwa drugie dania, kawę i coś do picia, a potem miała żal do całego świata, że musiała zapłacić 225 zł. A przecież widziały gały do zmawiały - można podsumować jej gorzkie żale.
Są jednak nad morzem lokale gastronomiczne, które przyciągają klientów. Jednym z nich jest widoczna na zdjęciu jadłodajnia w centrum Niechorza. W porze obiadowej stoi tu zawsze spora kolejka ludzi, którzy chcą w miarę tanio i smacznie zjeść. Właściciele lokalu wyszli ze słusznego założenia, że lepiej sprzedawać taniej, ale więcej, więc zysk będzie, bo przecież nikt bezinteresownie takiego biznesu nie prowadzi.
Nie wszyscy jednak popierają takie myślenie i obsługują jednego czy też dwóch klientów przez godzinę narzekając, że ci wybierają tanie jadłodajnie. Zapominają, że to wczasowicz decyduje gdzie zostawi swoje pieniądze. Opłaca się bowiem odstać nieco w kolejce, by zapłacić mniej i smacznie zjeść. ©℗
Tekst i fot. M. KWIATKOWSKI