No tak, mistrzowie jazzowej sceny rozhuśtali nam emocje w ten piękny wtorkowy wieczór. Ale nie można się było spodziewać niczego innego, gdy grają po kolei Andrzej Jagodziński Trio, Mika Urbaniak i Victor Davies z muzykami towarzyszącymi, a na koniec Urszula Dudziak. Można powiedzieć, że była to podróż między różnymi muzycznymi światami. Plac Wielorybów w Rewalu, gdzie jak co roku odbywa się Rewal Jazz Festiwal, jedyny taki plac w Polsce, z którego można podziwiać morze, słuchając znakomitej muzyki, pomieścił je wszystkie.
Mówią o nim – pianista wizjoner. Pod jego palcami (tak naprawdę one są przedłużeniem twórczej wyobraźni i wrażliwości) fortepian przestaje być tylko jednym z instrumentów muzycznych, ale staje się narzędziem do wyrażania, czegoś, czego nie można wyrazić w prosty sposób słowami, czy innym systemem znaków. Czy chodzi tylko o uczucia i emocje, czy nieujawniane na co dzień zakamarki osobowości? Odkrywamy siebie, słuchając muzyki prawdziwej, która wydobywa z nas to, czego sami do końca nie byliśmy świadomi. I jeszcze jedno, co odróżnia muzyczną działalność Jagodzińskiego od pracy psychoterapeuty? To mistrz brzmienia, nastrojów, który gra pośrednio na instrumentach innego rodzaju, można powiedzieć – wewnętrznych, psychoaktywnych, w nas samych. Czy to porównanie zbyt górnolotne? Raczej nie. Pozwól proszę zagrać temu artyście, otwórz swój futerał, podnieś pokrywę klawiatury, niech zagra twoja muzyczna wyobraźnia i uwolni emocje…, chciałoby się powiedzieć.
W latach 90. rozpoczął swoją jazzową reinterpretację muzyki Fryderyka Chopina – projekt śmiały, a zarazem genialny w swojej prostocie…, napisał autor prezentacji muzyka na stronie festiwalu. Nic dodać, nic ująć. Płyta Chopin z 1994 roku – nagrana z jego triem – była nie tylko sukcesem artystycznym, ale i komercyjnym. W trakcie koncertu w Rewalu zagrał też jednak utwory Krzysztofa Komedy, czy Jerzego „Dudusia” Matuszkiewicza. Zrobił to po swojemu, znowu sięgając palcami dużo dalej, niż mogłoby się wydawać, że jest to możliwe. Aksamit i górski kryształ, wodospad i cisza lipcowej nocy, sen marzyciela i wola twórcy… W muzyce Andrzeja Jagodzińskiego, a mam na myśli także samo brzmienie instrumentu i jego subiektywny odbiór, są sprzeczności, które zaskakują. Czy nie po tym jednak poznać klasę muzyka, twórcy, że nie daje się on jednoznacznie zaszufladkować?
Na bis muzycy zagrali kompozycję własną Andrzeja Jagodzińskiego, nokturn h-dur, utwór – jak wyraził się sam autor – „na szczęście nie jest za długi”. A szkoda. Wielki, skromny artysta, który – dodajmy – gra z bardzo utalentowanymi i cenionymi muzykami, czyli Adamem Cegielskim (kontrabas) i Czesławem „Małym” Bartkowskim (perkusja).
Osobowości bardziej żywiołowe, spontaniczne, można powiedzieć wręcz – nieokiełznane i swobodne, które nie uznają szufladek, wolą czerpać z różnych źródeł… Urszula Dudziak, Mika Urbaniak i Victor Davies. W trakcie drugiej części koncertu publiczność odbyła podróż do innego muzycznego świata. Dla Miki Urbaniak i Victora Daviesa nie stanowi problemu łączenie hip-hopu, country, jazzu czy popu. Robią to jednak z wielką muzyczną kulturą, wyczuciem, umiarem. Tak też było we wtorkowy wieczór, kiedy w trakcie koncertu nad mieniącym się morzem zachodziło słońce.
Urszula Dudziak to z kolei jedna z nielicznych polskich artystek, które zdobyły artystyczny Nowy Jork. Jako jedna z pierwszych kobiet w jazzie zaczęła eksperymentować z elektroniką i loopingiem głosu, redefiniując pojęcie jazzowego śpiewania, skwitował fachowo wspomniany wyżej autor festiwalowej prezentacji. Grała z Herbie Hancockiem, Gilem Evansem, Bobby McFerrinem, Niną Simone, Stingiem, Michaelem Breckerem. Jej osiągnięcia budzą podziw. Urszula Dudziak nie traci formy z wiekiem. Papaya znowu porwała publiczność. Artystka przed koncertem obiecała, że jej występ będzie energetyczny, że publiczność nie wyjdzie zawiedziona. I tak też się stało.
Rewal Jazz Festiwal „Morze Jazzu” to wydarzenie bez precedensu. Znudzona słońcem (oby!) wakacyjna publiczność nie otrzymała od gospodarzy pięknej nadmorskiej miejscowości, organizatorów, muzycznego produktu jednorazowego użytku, ale – jak to często bywa – nie pierwszej świeżości (przykładów raczej nie będę podawał), lecz muzykę na najwyższym poziomie. Kto by się spodziewał, że to się uda? A jednak. Dzięki wsparciu Gminy Rewal i Pomorza Zachodniego, festiwal stał się kulturalną wizytówką regionu. ©℗
Roman CIEPLIŃSKI