Premiera opery „Romeo i Julia” Charles’a Gounoda, romansu wszech czasów według dramatu Wiliama Szekspira, odbędzie się w piątek (kolejne premierowe spektakle zaplanowano na 15 i 16 lutego) w szczecińskiej Operze na Zamku. Artyści zaprosili naszą redakcję na próbę generalną i ... jesteśmy oczarowani! Widzowie zapewne też zachwycą się spektaklem.
„Romeo i Julia” to historia młodzieńczej miłości i konfliktu rodów, opowieść, w której niewinność jest uwikłana w rodzinne porachunki świata dorosłych. Żadna z oper Gounoda nie odniosła tak wielkiego triumfu. Już w roku premiery dzieło przekroczyło liczbę stu wystawionych przedstawień. Szczeciński spektakl reżyseruje Michał Znaniecki, a kierownictwo muzyczne objął Franck Chastrusse Colombier.
Na scenie zobaczymy wielu artystów, łącznie z tancerzami, a nawet akrobatami, choć są tylko w dwóch scenach w przeciwieństwie do tancerzy, którzy towarzyszyć będą bohaterom przez cały spektakl.
- Gounod to tradycja francuska, zatem utwory baletowe zajmują dużo miejsca. Postanowiliśmy to tak połączyć z choreografami, by były nawet dwie grupy tancerzy, tak jak są dwie skłócone rodziny, cały czas ze sobą walczące - mówi reżyser Michał Znaniecki. - Mamy zatem dworski taniec napisany przez Gounoda, który jest tańczony w pięknych klasycznych kostiumach i w klasycznych technikach, a z drugiej strony tak zwany balet uliczny, czyli grupa Romea, która wtargnęła na bal i rozbiła konwencję baletu klasycznego. Druga grupa zatem raczej tańczy w technice tańca współczesnego.
- „Romeo i Julia” to bardzo popularne dzieło, wykorzystywane nie tylko w balecie czy w orkiestrowych wykonaniach, ale to dzieło, dzięki któremu wszyscy możemy powiedzieć, że jesteśmy Romeo i Julią. Uważam, że Charles Gounod stworzył jedną z najlepszych oper - dodaje Franck Chastrusse Colombier – kierownik muzyczny „Romea i Julii”. - Bardzo się cieszę, że mogę współpracować z Michałem Znanieckim. Bardzo podoba mi się, jak ta opera została wyreżyserowana. Ponieważ jest to opera z 1867 roku, z pięcioma aktami, baletem, gdybyśmy to zrobili bardzo standardowo, to w dzisiejszych czasach byłaby zbyt ciężka dla publiczności. Inscenizacja Michała Znanieckiego pozwoliła na to, by dzieło mogło być odebrane jako bardzo aktualne.
Jaka będzie Julia? O tym opowiada Victoria Vatutina, odtwórczyni tytułowej roli w spektaklu:
- Z tego, co sugeruje reżyser Michał Znaniecki, ma to być dziewczynka o wielkiej wyobraźni, wielkiej fantazji. Chcę to pokazać w pierwszym akcie, że jest inna niż pozostałe postaci na scenie - zaznacza artystka. - I już w pierwszym akcie, gdy pada imię „Romeo”, gdzieś pojawia się śmierć. Julia to czuje. W drugim akcie staram się poddać temu, co się dzieje wokół, śledzę oczy partnera, staram się emocjonalnie nie kontrolować. Trzeci akt jest dla mnie fantastyczny, biorę ślub, a ja uwielbiam brać śluby na scenie (śmiech). W czwartym akcie, podczas „sceny łóżkowej”, staram się o bliskość raczej niż o erotyczne doświadczenie, bo erotyzm jest dosyć sugestywnie oddany w scenografii. Ale jest i bardzo trudna scena, podczas której Julia ma w ręce tę rzekomą truciznę, która ma sprawić, że będzie wyglądała na martwą. Julia boi się. Dokonanie wyboru ją przerasta. To bardzo trudne dla niej, a więc i dla mnie, bo nie jestem w stanie wyobrazić sobie, że można stanąć przed takim właśnie wyborem. Chciałabym tu akurat wycofać się, zablokować emocjonalnie. Tak jak w poprzednich aktach „płynę” z emocjami, tak tu staram się zrobić dokładnie odwrotnie. A w ostatnim akcie otwieram oczy i… jestem w grobie. Straszne.
(MON)
Fot. Grzegorz Siwa