„Wojna to zło. Śmierć, cierpienie, płacz. A w życiu naprawdę ważne jest co innego: pokój, miłość i Bóg, który stworzył przyrodę, ludzi, słowa…, cały świat”. Ideę tę (zaczerpniętą ze słów wykonywanych pieśni) propaguje na całym świecie zespół Noureddine Khourshid and Whirling Dervishes of Syria. W ubiegłym tygodniu wystąpił w szczecińskiej filharmonii, rozpoczynając kolejną edycję cyklu koncertów: Szczecin Music Fest. Półtoragodzinne przedstawienie zakończyło się owacjami na stojąco.
Pochodzący z Damaszku zespół został założony w 1987 r. przez Noureddine Khourshida – na co dzień muzycy spotykają się w stolicy Syrii w okolicach meczetu Umajjadów. Specjalizują się w wykonywaniu pieśni religijnych. Niezwykłych, bo odwołujących się do tradycji powstałego w XIII w. mistycznego zakonu wirujących derwiszy. Derwisze, czyli ludzie ubodzy, biedacy z założenia rezygnujący z posiadania dóbr materialnych, od samego początku istnienia oddawali chwałę Bogu w sposób wyjątkowy – poprzez wirowanie wokół własnej osi. Zgodnie z planem w filharmonii artyści mieli zagrać pięć utworów. Okazało się jednak, że musieli wykonać jeszcze jeden na bis. Zagranie szóstego wymusiła na nich widownia zauroczona oryginalną muzyką, śpiewem i, przede wszystkim, tańcem.
– Rozmawiałem z nimi przed koncertem – przyznaje pochodzący z Syrii dr Samir Zeair, ordynator Oddziału Chirurgii Ogólnej i Transplantologii szpitala przy ul. Arkońskiej w Szczecinie. – Nie spodziewali się tak entuzjastycznego przyjęcia. Wręcz przeciwnie, obawiali się, że publiczność będzie się nudzić.
Dlatego program nieco okroili. Wszystkie pieśni wykonywane były przecież w języku arabskim. Polacy siłą rzeczy nie mogli zrozumieć ich treści. Prawdopodobnie też nie docenili w pełni wyjątkowego kunsztu śpiewaków.
– A mają przepiękne, czyste głosy – zapewnia znany lekarz. – Gdyby zechcieli śpiewać przeboje muzyki pop, zrobiliby międzynarodową karierę, przynajmniej w świecie arabskim. To są naprawdę wybitni artyści. Słuchałem ich zauroczony. Moja żona, która też kiedyś śpiewała, była wzruszona.
Choć zakon wirujących derwiszy powstał siedemset lat temu, a jego członkowie znani są przede wszystkim z interpretacji tekstów swojego założyciela Dżalaluddina Rumiego (1207 – 1273), wielkiego poety i mistyka, to jednak nie ograniczają się do odśpiewywania poematów swojego mistrza. Zaprezentowane w Szczecinie utwory pochodziły z różnych okresów: były stare pieśni powstałe w Persji i Anatolii, były teksty pochodzące z Andaluzji (z czasów, kiedy Arabowie mieszkali na Półwyspie Pirenejskim) oraz utwory współczesne.
– To był świadomy wybór członków zespołu, który miał pokazać różnorodność tej kultury i jednocześnie jej żywotność – twierdzi Samir Zeair.
Zakon wirujących derwiszy był jednym z wielu bractw powstałych na bazie sufizmu (nurt mistyczny w islamie) i ascetyzmu. Ich ośrodkiem było, i jest do dzisiaj, miasto Konya w Turcji – wówczas stolica sułtanatu Turków Seldżuckich Rum. Spośród innych wyróżniali się przede wszystkim tzw. medytacją w ruchu, czyli wirowaniem wokół własnej osi, czym powoli wprowadzali się w trans będący wyrazem jedności ze Stwórcą. Przy czym obracają się zawsze odwrotnie do ruchów wskazówek zegara, za to zgodnie z ruchem ciał niebieskich. Szybkie wirowanie sprawia, że w ich duszach rośnie miłość do Boga. Jednocześnie odkrywają prawdę i otrzymują umiejętność kochania.
Każdy ruch tańczącego derwisza jest ważny i symboliczny (np. skrzyżowanie rąk na piersiach oznacza wiarę w jedność Boga). Podczas wirowania na przemian wznosi ręce do góry i krzyżuje je na piersiach. Potem unosi prawą dłoń ku górze, będąc w ten sposób gotowym na przyjęcie błogosławieństwa płynącego prosto z nieba. Opuszczona lewa ręka wskazuje jednocześnie ziemię, aby się z nią połączyć.
Zanim derwisze zaczną się kręcić, członkowie bractwa odmawiają (a raczej wyśpiewują) wspólną modlitwę.
– Nie jest powiedziane, w którym momencie modlitwy derwisz ma wstać i zacząć wirować – tłumaczy nasz rozmówca. – Po prostu kiedy czuje, że już musi, wstaje i włącza się do tańca. Zostawiając za sobą wszystko co materialne. A wirować może nawet 2-3 godziny. To niezwykłe.
Wszystko, nawet taki drobiazg jak zdjęcie czarnej kurtki i pozostanie w białym płaszczu (co symbolizuje prawdę), tworzy w sumie niezwykły spektakl, którego celem jest szerzenie idei miłości, samodoskonalenia i pokoju.
Organizator koncertu Dariusz Startek przed występem muzyków podkreślił, że chciałby, aby to wydarzenie zwróciło naszą uwagę na starą, niezwykle bogatą kulturę i głęboką duchowość tego regionu świata. Noureddine Khourshid and Whirling Dervishes of Syria jest zaledwie jej częścią ale, z powodu swej oryginalności, wyjątkowo sugestywną.
Zespół składa się z dziewięciu artystów – instrumentalistów, wokalistów i tancerzy, którym przewodzi szejh, czyli duchowy przywódca
(w tym przypadku Khourshid). W świecie arabskim są znani i doceniani. Ich tournée po Europie nie jest przypadkiem (po koncertach w Polsce muzycy odwiedzili jeszcze Niemcy i Francję). To krzyk narodu będącego od pięciu lat w stanie wojny.
– Jeszcze kilka lat temu to był bogaty, piękny kraj, w którym nikomu by nawet nie przyszło do głowy zamykanie na klucz samochodu czy mieszkania. Nikt nie myślał o Al Kaidzie i państwie islamskim. I nagle, nie wiadomo skąd, zjawiły się setki zbirów. Zaczęli strzelać. Nie w powietrze. W ludzi
– dr Zeair opowiada o dramacie rozgrywającym się w jego kraju.
O wojnie na Bliskim Wschodzie i jej skutkach mówi też Romek Zańko, koordynator akcji „Przepisz ten wiersz” – widzowie wychodzący z koncertu otrzymywali ulotki z informacją o inicjatywie. Wynika z nich, że od wybuchu zamieszek zginęło w Syrii 270 tys. ludzi, 12 mln utraciło domy, a prawie milion, ratując życie, trafiło do Europy.
– Świat patrzy na ten ogrom nieszczęść i milczy. Widzimy tylko uchodźców, którzy są dla nas kłopotem. Nasza wrażliwość została zabita. Nie zauważamy już tragedii, która dotknęła ten skrawek świata. A tam wciąż giną ludzie, płoną miasta, a uciekinierzy wegetują w obozach w niewyobrażalnej nędzy.
Co my możemy dla nich zrobić? Wesprzeć materialnie którąś z polskich organizacji humanitarnych albo chociaż przepisując wiersz Josifa Brodskiego „Ludzie giną”, przekazać go dalej, swoim znajomym.
– Dzięki temu choć przez chwilę pomyślimy o potrzebujących, dostrzeżemy w nich ludzi – podkreśla Romek Zańko.
Tegoroczny Szczecin Music Fest rozpoczął się mocnym akcentem. Czy kolejne koncerty cyklu będą równie zachwycające? Zobaczymy. Następną gwiazdą (wystąpi 30 kwietnia) jest izraelski jazzman Avishai Cohen. ©℗
Leszek Wójcik
Na zdjęciu: Derwisze wirując wokół własnej osi, oddają chwałę Bogu.
Fot. Dariusz Gorajski