Rozmowa z dyrygentem Janem Jakubem Bokunem, który poprowadzi piątkowy koncert w Filharmonii Szczecińskiej w ramach Zachodniopomorskiego Festiwalu Klarnetowego
- Co jest niezwykłego w klarnecie?
- Klarnet jest tak samo pięknym instrumentem jak każdy inny. Jego niepowtarzalne brzmienie sprawdza w różnych rodzajach muzyki i potrafi zawładnąć duszą słuchacza. Instrument ten jest jednak stosunkowo mało popularny. Utarło się, że w naszych salach koncertowych solowo prezentują się głównie skrzypce i fortepian. Instrumenty dęte traktowane są po macoszemu. Festiwal Klarnetowy, który po raz siódmy odbywa się w Szczecinie, ma walczyć z tym stereotypem.
- Piątkowy koncert symfoniczny zapowiada się bardzo atrakcyjnie.
- Jego trzon stanowią dwa koncerty klarnetowe - arcydzieła ostatniego stulecia. Pierwszy, autorstwa Geralda Finzi, brytyjskiego kompozytora, jest niezwykle liryczny, śpiewny, wręcz nostalgiczny. Drugi, autorstwa amerykańskiego kompozytora Aarona Coplanda, eksponuje wirtuozerię partii solowej i stanowi spore wyzwanie dla orkiestry, składajacej się ze smyczków, harfy i fortepianu. Solistą w piątkowym koncercie będzie francuski klarnecista Jean-Michel Bertelli. To muzyk, którego ogromnie cenię, a który obecnie znajduje w szczytowej formie artystycznej. Trzy lata temu współpracowaliśmy przy okazji koncertu inaugurującego wrocławski festiwal Clarimania. Bertelli ujął mnie wtedy wrodzoną muzykalnością, wrażliwością na barwę dźwięku i wirtuozowskim pazurem. To ogromna radość, że możemy wspólnie wystąpić z orkiestrą Filharmonii Szczecińskiej przed szczecińską publicznością.
- Koncert rozpocznie kompozycja Polaka, mało znanego Zygmunta Noskowskiego.
- Poemat "Step" Noskowskiego to nasze narodowe arcydzieło. Sam Noskowski jest bardziej znany jako nauczyciel Karola Szymanowskiego, Mieczysława Karłowicza, Grzegorza Fitelberga, czy Ludomira Różyckiego. Trudno zrozumieć dlaczego w naszych filharmoniach stale grywane są poematy Straussa, Czajkowskiego czy Smetany, a tak rzadko polscy kompozytorzy. Nie mogłem uwierzyć, gdy muzycy Filharmonii Szczecińskiej powiedzieli mi, że ostatni raz wykonywali "Step" pod kierunkiem Jerzego Salwarowskiego kilkanaście lat temu! Pierwotnie "Step" pomyślany był jako uwertura do opery na podstawie "Ogniem i mieczem". Opera ta nigdy nie powstała, ale mamy pierwszy polski poemat symfoniczny, przywodzący na myśl muzykę filmową czy ilustracyjną. Po baśniowym wstępie wyraźnie słychać tętent koni, kozacką melodią graną przez pastuszka, szczęk oręża oraz fanfary wzywające na pole bitwy. To utwór wymagający dla orkiestry, ale dostarczający słuchaczom niezwykłych emocji. Podobnie jest z poematami patrona Filharmonii Szczecińskiej - Mieczysława Karłowicza, które wykonuje się sporadycznie... Chciałoby się rzec "cudze chwalicie, swego nie znacie". Jest mnóstwo muzyki, która czeka na swoje pięć minut. Tak było w przypadku pieśni Karłowicza, które na płycie "Odkrywamy zapomniane arcydzieła" nagrał baryton Marcin Bronikowski z wrocławską orkiestrą Inter>CAMERATA pod moim kierunkiem. Myślę, że od czasów Andrzeja Hiolskiego nikt tak pięknie, jak Marcin nie zaśpiewał tych pieśni.
- Jest pan dyrygentem, ale również klarnecistą...
- Klarnet studiowałem we Wrocławiu i Paryżu, a dyrygenturę w Los Angeles w Stanach Zjednoczonych. Obecnie pracuję ze studentami w Akademii Muzycznej we Wrocławiu. We Wrocławiu od 2002 roku organizuję też Międzynarodowy Festiwal Klarnetowy Clarimania. Do zachodniopomorskiego festiwalu mam duży sentyment, jestem z nim związany od pierwszej edycji, jako juror konkursu, wykonawca i dyrygent. Festiwal pięknie się przez ostatnich 11 lat rozwinął. Z jednodniowego, lokalnego wydarzenia stał się dużym, międzynarodowym świętem klarnetu. To zasługa dyrektora artystycznego Piotra Piechockiego, wspaniałego klarnecisty, pedagoga i organizatora życia muzycznego. Całe środowisko - od pedagogów, poprzez muzyków orkiestr, po studentów i uczniów - zjeżdża w tych dniach do Szczecina. Cieszę się, że władze miasta i szefowie szczecińskich instytucji muzycznych to doceniają.
- Dziękuję za rozmowę.©℗
Rozmawiała Elżbieta KUBERA
Fot. Robert STACHNIK