Sztuka Aleksandra Fredry w szczecińskim Teatrze Polskim na pewno podniesie „wskaźnik” rodzimych autorów, co jest jak najbardziej zgodne z nazwą teatru. A pomysł wystawienia jednego z najmniej znanych utworów Fredry to akurat... dobry pomysł, bo „Pana Geldhaba” rzadko się wystawia. W Szczecinie w ostatnich dekadach na pewno wystawiany nie był.
Ale wiemy już na pewno, że będzie. Premiera tej komedii, której tytuł po niemiecku znaczy... „Pan Pieniądz”, odbędzie się na początku grudnia. Kilka dni temu zakończyły się pierwsze próby. Mają być wznowione w listopadzie. Spektakl reżyseruje, po raz pierwszy w Szczecinie, Janusz Cichocki. Na co dzień mieszka w Berlinie, na stałe pracuje od półtora roku w Wiedniu, grywa w teatrach, filmach, serialach i ciągle utrzymuje zawodowe i towarzyskie kontakty z rodzinnym krajem.
- Komedia Fredry ma prostą, nieskomplikowaną fabułę, ale jest jednocześnie bardzo treściwa, bo pokazuje mnóstwo ludzkich cech i przywar, ze skąpstwem i próżnością w roli głównej. To wcale nie jest jakaś zakurzona sztuka, która już dawno się zdezaktualizowała. Wręcz przeciwnie, jest w niej sporo uniwersalnych, ponadczasowych treści i spory ładunek humoru. Tak jak pozostałe sztuki Aleksandra Fredry, i „Pan Geldhab” jest świetną okazją do wykazania kunsztu aktorskiego - podkreśla reżyser.
Cichocki jest niezwykle ciekawą postacią. Już w czasach szkoły średniej wykazywał się zdolnościami, będąc jednym z liderów amatorskiego teatru w Koninie. Grywał główne role, świętował nagrody na festiwalach, a także... zarabiał. Wspólnie z kolegami występował na lokalnych scenach, pokazując swój aktorski talent. Akompaniował mu zwykle... późniejszy laureat filmowego Oskara za muzykę, kompozytor Jan A.P. Kaczmarek. Cichocki, tak jak kilku kolegów z amatorskiego teatru (był w tym gronie także Janusz Łagodziński, przez jakiś czas aktor szczecińskiego Teatru Współczesnego), zdał do łódzkiej PWSTiF, a potem po krótkim epizodzie w Kaliszu wspólnie z kilkoma kolegami wybrał się do Słupska, by pod dyrekcją Marka Grzesińskiego robić „wielki teatr” i całkowicie mu się poświęcić. W tej teatralnej komunie znaleźli się m.in. Agnieszka Kotulanka i Krzysztof Tyniec. Spektakle nie przyciągały jednak na widownię wystarczająco licznej publiczności i piękny eksperyment się skoczył. Cichocki pracował potem w Teatrze Nowym w Warszawie, a po wprowadzeniu stanu wojennego wyjechał dzięki koledze z łódzkiej szkoły Markowi Włodarczykowi do Berlina. Przez czternaście lat pracował w słynnym Teatrze Karykatur prowadzonym przez Andrzeja Worobca, z którym zjeździł Europę wzdłuż i wszerz, był też wykładowcą w szkołach teatralnych. A teraz uczy młodych ludzi aktorstwa i reżyserii na prestiżowej wiedeńskiej uczelni. I reżyseruje w szczecińskim Teatrze Polskim.
Wróćmy jeszcze do Pana Geldhaba. Otóż jest to przebiegłe skąpiradło, które dorobiło się fortuny na dostawach do wojska. A jak już się dorobiło, to chce, jak to zwykle bywa, awansować z pozycji nowobogackiego parweniusza do społecznej elity. Może mu w tym pomóc córka, którą chce wydać za zubożałego księcia. Ta rzuca zakochanego w niej szczerze oficera, bo tytuł książęcy bardzo się jej podoba. W sztuce akcja toczy się wartko i czasami zaskakująco, a finał wcale nie jest, jak w innych sztukach Fredry, szczęśliwy.
A jaki będzie finał pracy Janusza Cichockiego w Szczecinie? O tym przekonamy się już niedługo.
Tekst i fot. Marek OSAJDA