– Czy po kilkudziesięciu latach pracy na scenie ma się jeszcze tremę związaną z nową płytą? 15 września ukazał się bowiem pani nowy album – „Ach świecie…”.
– Ależ oczywiście, zwykle artysta uważa, że nagrał świetną płytę, a potem rozczarowanie. Ja tej płyty nie miałam w planie i nie chciałam nagrywania nowego materiału. Chciałam uniknąć stresów związanych z obawą, czy płyta się spodoba, czy ją ludzie kupią, czy nowe piosenki będą grane przez stacje radiowe. „Po co mi ten ból głowy?!” – myślałam. Na koncertach ludzie i tak chcą słuchać starych hitów. Ale tym razem nowa płyta sama do mnie przyszła. Poznałam bowiem autora większości utworów Witka Łukaszewskiego. To co napisał, tak mnie ujęło, że nie mogłam tego nie nagrać. Zresztą, propozycji piosenek miałam z pięćdziesiąt, nazbierało się tego przez kilka lat. Autorzy ciągle chcą pisać dla mnie i to wielka satysfakcja. Dlatego sama nie biorę się za teksty piosenek, bo po co miałabym to robić? Dla kasy?
– Sporo gości pojawiło się na tej płycie…
– To się jakoś tak samo zadziało. Kiedy nagrywałam pierwszą piosenkę „Hello”, to postanowiłam, że potrzebuję męskiego niskiego głosu, który zaśpiewa ze mną w oktawie. Znałam Sławka Uniatowskiego, wiedziałam, że ma piękną barwę, zaprosiłam go. Kolejny gość to Robert Gawliński, bo wśród piosenek była kompozycja właśnie jego. Zaproponowałam mu zatem duet. A z Kayah to było tak, że zadzwoniła i powiedziała: „Nagrywasz płytę, to może ja chórki zaśpiewam?”. No i wielka Kayah jest u mnie w chórkach! Z gości na płycie mam też Marcina Wyrostka, który nagrał przepięknie partie akordeonu.
– Gości będzie też dużo podczas pani trasy koncertowej, prawda?
– O, tak! Będą: Kayah, Kasia Nosowska, Ewa Farna, grupa Pectus. To będzie wielka trasa – Diva Tour.
– W Szczecinie z kolei Grzegorz Skawiński. Przyjaźni się pani z nim?
– Lubimy się, to na pewno. Ale w tej branży trudno jest się przyjaźnić, ponieważ każdy chodzi swoimi drogami i rzadko się spotykamy. Kiedyś miejscem naszych spotkań był festiwal w Opolu. Żałuję, że nie ma tam tej niezwykłej atmosfery, która pewnie już nigdy nie wróci. Myśmy cieszyli się sobą, mogliśmy się nagadać do woli, chodziliśmy na swoje próby, słuchaliśmy, kto nagrywa coś nowego. To rzeczywiście było święto polskiej muzyki.
– Czy wśród duetów podczas jubileuszu będzie ten na miarę szeroko komentowanego pani występu z Zenkiem Martyniukiem?
– Nie widzę zresztą niczego złego w zaśpiewaniu w duecie z artystą disco polo. Zenek to miły i uroczy chłopak, dobrze wychowany. A to, że wykonuje inną muzykę, miałoby go wyłączać z duetu ze mną? Nie można być takim islamistą muzycznym i kurczowo się trzymać jakichś gatunków muzycznych, które uznajemy za lepsze. Zdradą wcale nie jest występ z wykonawcą z innej parafii muzycznej. ©℗
Cała rozmowa w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 15 września 2017 r.
Monika Gapińska
Fot. arch.