W ten weekend multipleksy wyświetlają film „Minecraft” oparty na popularnej grze komputowej.
Punkt wyjścia jest następujący: „Czwórka odmieńców zostaje nagle wciągnięta przez tajemniczy portal do dziwacznej, sześciennej krainy fantazji. Aby wrócić do domu, będą musieli opanować ten świat, wyruszając na wyprawę z nieoczekiwanym, doświadczonym twórcą”.
Jakub Popielecki na portalu Filmweb napisał: „Znamienną cechą filmowego „Minecrafta” jest bowiem entuzjazm. Historia Steve’a przypomina nieco historię bohatera oryginalnego „Jumanji”, w którego wcielał się Robin Williams. Jeden i drugi facet zostaje wciągnięty do równoległego wymiaru i po latach odnajduje go tam nowe pokolenie graczy. W „Jumanji” spełnienie eskapistycznego marzenia o uciecze do innego świata było jednak horrorem, który dokumentnie sponiewierał życie faceta i jego krewnych. W „Minecrafcie” tymczasem – podobnie jak w sequelach „Jumanji”, w których też wystąpił Black – wizyta w magicznej krainie jest ot, frajdą, dobrą zabawą (przynajmniej w intencji twórców). Co jednak ciekawe, ten radosny hedonizm ma swój wymiar praktyczny. Bohaterowie szlifują w kanciastym świecie umiejętności, które przydadzą im się później w prawdziwym życiu. Przesłanie jest proste: ludzie, gry są dobre! Każdy wyrzutek, nerd, loser w Nadziemiu ma szansę rozwinąć skrzydła wyobraźni i okazać się Kimś. A że kreatywnością popisują się tu raczej bohaterowie niż twórcy? A to już inna sprawa”.
(as)