Grał na Famie, zdobywał największe nagrody na polskiej scenie muzycznej. Dwa lata temu świętował swoje 35-lecie na scenie. Piotr Banach – kompozytor, producent i multiinstrumentalista, opowiedział nam o swoich refleksjach na temat młodej polskiej muzyki, famowych doświadczeniach i potrzebie tego, żeby ktoś czochrał jego duszę.
Joanna Hała: Jesteś ze Szczecina. Fama była ci znana od dzieciństwa?
– Tak, jako widz i jako muzyk przyjeżdżałem tu w latach 80. Grałem wtedy głównie z formacjami punkowymi takimi jak Kolaboranci czy Kumander. Wtedy była to impreza z większym rozmachem. Brało w niej udział bardzo dużo ludzi, odbywało się więcej koncertów, uczestnicy do dyspozycji mieli olbrzymie pole namiotowe. Famą żyło całe Świnoujście. Być może teraz nadszedł czas na skromniejszą formułę.
Witold Regulski: W zeszłym roku zagrałeś na Famie koncert, teraz powracasz tutaj jako juror. Zeszłoroczna edycja miała na to wpływ?
– Nie było mnie na festiwalu od lat 80., ale w ubiegłym roku powróciłem do Świnoujścia z projektem BAiKA. Wtedy miałem możliwość poznania ludzi organizujących Famę i po prostu chciałem tu zagrać. Jeśli chodzi o tegoroczną edycję, to myślę, że zaprocentowało moje wieloletnie doświadczenie z zespołami Hey czy Indios Bravos, a nie tylko znajomość z organizatorami. Prawdopodobnie to sprawiło, że zostałem wytypowany do roli jurora.
Witold Regulski: – Na Famie obserwujesz młodych polskich muzyków. Czego oczekujesz od nich, będąc jurorem na festiwalu?
– Chciałbym, żeby ktoś poczochrał moją duszę. Jestem wielkim fanem muzyki i sztuki, potrafię dzięki moim muzycznym doświadczeniom wznieść się ponad mój gust. Chciałbym móc się zachwycić i powiedzieć: To zupełnie nie moja bajka, ale jest to piękne”.
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 1 września 2017 r.
Joanna HAŁA i Witold REGULSKI
„Famiasto” oficjalna gazeta 47. Festiwalu Fama
Fot. Stanisław ZARYCHTA