Sobota, 18 października 2025 r. 
REKLAMA

Między miłosnym szałem a autodestrukcją. Wraca „Madame Butterfly”

Data publikacji: 18 października 2025 r. 10:54
Ostatnia aktualizacja: 18 października 2025 r. 10:54
Między miłosnym szałem a autodestrukcją. Wraca „Madame Butterfly”
Fot. Włodzimierz PIĄTEK  

Na scenę Opery na Zamku w Szczecinie wraca opera Giacoma Pucciniego „Madama Butterfly” w reżyserii Pii Partum, pod batutą Vladimira Kiradjieva. Zobaczymy ją w sobotę o g. 19 i w niedzielę o g. 18. 

REKLAMA

„Madama Butterfly” to jedno z najsławniejszych dzieł w repertuarze operowym. Wysmakowana brzmieniowo, multikolorowa partytura Giacoma Pucciniego opowiada dramatyczną historię związku japońskiej gejszy i porucznika amerykańskiej marynarki, a sposób jej oddziaływania podobny jest poetyce obrazu filmowego. Autorzy libretta nawiązali do kilku źródeł literackich: francuskiej powieści Pierre’a Lotiego Madame Chrysanthème, opowiadania Johna Luthera Longa Madame Butterfly i bazującego na nim dramatu Davida Belasco pod tym samym tytułem. Choć główna postać opery Cio-Cio-San swój przydomek zawdzięcza rodowemu herbowi wyrzeźbionemu w kształcie motyla, to można doszukać się w nim głębszej symboliki. Motyl symbolizuje przecież zarówno piękno, jak i kruchość życia. Chryzantema to zarówno kwiat szczęścia, jak i żałoby. Butterfly składa się więc z paradoksów – żyje, by kochać, ale jednocześnie kocha, by umrzeć. Cio-Cio-San uniesiona uczuciem porzuca religię przodków, gorączkowo szukając nowej tożsamości. Uciekając od przeszłości, nie odnajduje jednak przyszłości. Jej świat rozpada się na naszych oczach w drobny pył, a samobójczy gest ma charakter rytualnego obrzędu.

Pomimo premierowej klęski „Madama Butterfly” szybko osiągnęła sławę, by z czasem – razem z „Traviatą” i „Carmen” – stworzyć triadę najpopularniejszych oper świata. Butterfly jest najgłębszą psychologicznie ze wszystkich postaci Pucciniego. Piętnastoletnia gejsza, która szczerze zakochała się w poślubiającym ją nieco dla zabawy poruczniku amerykańskiej marynarki Pinkertonie, prezentowana jest jako bohaterka dynamiczna i wielowymiarowa: pełna wdzięku narzeczona, namiętna kochanka (jeden z najwspanialszych, po Wagnerowskim Tristanie i Izoldzie, duetów miłosnych), oczekująca powrotu ukochanego wierna żona i kochająca matka. Kreująca jej rolę śpiewaczka musi pokazać różnorodne i niekiedy skrajne emocje, od miłosnego uniesienia i radości aż po rozpacz, która wiedzie bohaterkę do decyzji o odebraniu sobie życia, gdy dowiaduje się, że Pinkerton ma nową, „prawdziwą” żonę.

Butterfly to także partia niezmiernie trudna muzycznie, wymagająca od śpiewaczki nie tylko umiejętności oddania dramatycznego wymiaru postaci, ale również znakomitej techniki i kondycji wokalnej. Jest obecna na scenie przez całe przedstawienie, a śpiewa niemal przez 90 minut – zupełny ewenement w dziejach opery. Nic dziwnego, że tak złożona postać, zadziwiająco skompilowana jak na swój wiek – w I akcie ma ona lat piętnaście, w drugim o kilka więcej – prowokuje do prób nowego jej odczytania, mającego dokonać reinterpretacji dzieła. W takim właśnie kierunku zmierza propozycja artystyczna Pii Partum. Dla reżyserki drugorzędne w budowaniu postaci stają się japońskie realia i czas akcji. Jej bohaterowie są po prostu współczesnymi mieszkańcami wielkiego miasta, ulegającymi jego rytmowi, żyjącymi w nieustannym pędzie. Najważniejsze jest jednak przekonanie, że Butterfly to osobowość dążąca do autodestrukcji, która być może od samego początku wie, że jej małżeństwo z Pinkertonem jest „nieprawdziwe” i że zostanie przez niego oszukana i porzucona. 

(as)

REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA