Rozmowa z Dorotą Kowalską, właścicielką księgarni i firmy rękodzielniczej „Koci Pazur”
– Dorotko, jesteś niespokojnym duchem, ciągle w ruchu, ciągle nowe wyzwania… Księgarstwo, fotografika, rękodzieło. Właściwie po co ci to wszystko?
– Wszystko jest po coś, wszystko nas gdzieś prowadzi. Mam coś, co nazywam twórczym ADHD, bo w twórczości moja energia znajduje ujście. Lubię się rozwijać, poznawać nowe rzeczy, to sprawia mi ogromną radość… W czasach szkolnych były myśli o szkole plastycznej czy architekturze, ale ostatecznie wybrałam oligofrenopedagogikę, czyli pedagogikę specjalną, po drodze była jeszcze ekonomia, marketing, fotografia i grafika komputerowa, by ostatecznie dojść do… rękodzieła, choć z zawodu wykonywanego przez wszystkie te lata byłam jednocześnie i wciąż jestem przedsiębiorcą, księgarzem.
– Przed laty prowadziłaś księgarnię na deptaku Bogusława w Szczecinie. Jak wspominasz tamten czas?
– Księgarnię w Połczynie-Zdroju prowadzę nieprzerwanie od 1990 do dziś, a księgarnia w Szczecinie, którą prowadziłam w latach 2003 – 2006 r., była jedynie epizodem, próbą wyjścia na szersze wody w księgarskim świecie, może też powrotu do rodzinnego miasta. Jednak deptak Bogusława, przy którym mieściła się moja księgarnia, zwany kiedyś złotym szlakiem, po upadku Stoczni Szczecińskiej i inwazji galerii handlowych nigdy nie odzyskał swojej świetności, a branża księgarska stała się nierozwojowa.
– Ostatecznie zdecydowałaś się na Połczyn. Nie żałujesz chwilami tej decyzji?
– Trzeba było zakończyć szczeciński etap i znów skupić się na księgarni w Połczynie. W tym czasie podjęłam też pracę w Uzdrowisku Połczyn w dziale marketingu. Zamknęłam jedne drzwi, otworzyłam drugie…
– Drzwi… Motyw przewodni twojego życia. Te szczecińskie zamknęłaś definitywnie.
– Tak. Chociaż powtórzę, że moim rodzinnym miastem jest właśnie Szczecin. Pochodzę z rodziny o tradycjach morskich. Długo czułam się szczecinianką, choć w Połczynie, rodzinnym mieście męża, mieszkam już znacznie dłużej. Nie żałuję jednak wyboru, nie lubię dużych miast. Męczy mnie chaos, hałas i tłok, a to udręki życia codziennego mieszkańców dużych miast. Ja jestem od nich wolna. Owszem, małe miasta mają też swoje ograniczenia, zwłaszcza w przypadku handlu czy komunikacji, ale… coś za coś.
– Prowadzisz księgarnię, ale od pewnego czasu masz nową pasję. Na imię jej „Koci Pazur”. Opowiesz o tym?
– „Koci Pazur” narodził się przy okazji „zamknięcia drzwi” zwanych pracą w marketingu uzdrowiska. Otworzyłam nowe, wracając do pracy w księgarni, w sensie dosłownym. Wcześniej miałam pracownika, a ja zarządzałam, tymczasem stając samej za ladą, mogłam dobrze wszystkiemu się przyjrzeć i przemyśleć, co należałoby zreorganizować. Był w księgarni kawałek wolnej przestrzeni, pomyślałam więc o dodatkowej branży, a że zaczęłam robić hobbystycznie biżuterię, urządziłam kącik z odzieżą, biżuterią i galanterią dla kobiet, które cenią niepowtarzalność i oryginalność w ubiorze. Każda rzecz, która tam się znalazła, musiała mieć w sobie tego „pazura”, musiała mi się podobać. Wymyśliłam nazwę „Koci Pazur”, hasło reklamowe „moda z pazurem”, zrobiłam logo i ruszyłam. Z czasem w miejsce gotowych rzeczy zaczęło pojawiać się coraz więcej ręcznie robionych. Złapałam bakcyla rękodzieła, z początku filcowania, dziedziny, w której posiadam obecnie znak jakości „Poland Handmade”, z czasem decoupage, miexedmediów, a ostatnio rzeźb i obrazów z powertexu – naturalnego utwardzacza tkanin, zdobywając uprawnienia trenera.
– Uprawnienia trenera! To brzmi dumnie. Jako trener prowadzisz warsztaty…
– Warsztaty to w „Kocim Pazurze” stosunkowo nowy temat. Sama zaczęłam swoją przygodę z rękodziełem, szkoląc się w różnych miejscach w Polsce, teraz moje umiejętności osiągnęły taki poziom, że jestem w stanie uczyć innych. Zaczęło się od tego, że moje przyjaciółki Agnieszka i Ania poprosiły mnie, bym pokazała im, jak robię rzeźbę anioła z powertexu. Zrobiłyśmy sobie twórcze popołudnie, a ja upewniłam się, że mając już pewne umiejętności, mogę przekazać je innym. Utwierdzało mnie w tym wiele wspaniałych osób, w tym te, które same mnie szkoliły. Wróciłam niejako do oligofrenopedagogiki, gdzie terapia sztuką zajmuje ważne miejsce w rehabilitacji. Sama czuję jej moc. Ona mnie wycisza, zatrzymuje, pozwala myśleć o tym co jest tu i teraz. Tworzenie jest zawsze dla mnie próbą odnalezienia harmonii i piękna, daje ogromną satysfakcję, a w tym co robię, jest zawsze kawałek mnie samej. Warsztaty prowadzę na zasadzie spotkań dla osób, które się do mnie zgłoszą lub sama wyznaczam termin, zwykle weekendowy i prowadzę nabór, ogłaszając m.in. na swojej stronie Koci Pazur na Facebooku.
– Kto się zgłasza?
– Wśród moich kursantek są osoby w różnym wieku, w tym panie, które były na kuracji w Połczynie, z którymi nawiązałam kontakt trwający do dziś. Przesyłają mi zdjęcia swoich prac, pytają o radę. Mówią często, że gdy jest im źle, gdy coś je boli, chwytają za igłę czy masują wełnę, filcując. Sama widziałam, jak sztuka leczy, gdy na warsztat przychodziła osoba smutna, czy nawet chora, a wychodziła promienna, pełna energii.
– To zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe…
– Uwierz mi! Rękodzieło pomaga odnaleźć radość życia, a osoby, które twierdzą, że mają „dwie lewe ręce” odzyskują wiarę w swoje możliwości. Tak było z moimi przyjaciółkami. Ania twierdziła, że nie ma talentu. Kocha anioły i bardzo chciała je robić, a robiąc je, odkryła, że ma talent. Agnieszka zajmująca się fotografią odnalazła w powertexowych rzeźbach kolejną dziedzinę sztuki, która stała się jej pasją. Rękodzieło odsłania naszą nieznaną stronę, przy okazji poszerza krąg przyjaciół, ludzi podobnie czujących, myślących i wrażliwych na piękno. Sztuka zbliża. Sztuka leczy. Sztuka uszczęśliwia.
– Jak cię znam, to pewnie masz jakieś nowe pomysły na życie…
– Znów zamykają się pewne drzwi, kończy się sprzedaż podręczników w księgarni, ale książki pozostaną, wiem, jaką ofertę chcę mieć, co proponować, śledzę nowości. Słucham klientów i realizuję ich indywidualne zamówienia, lubię im doradzać i jest to doceniane. Nowo otwartymi drzwiami będzie czas, którego będę miała teraz więcej na rękodzieło, na tworzenie, prowadzenie warsztatów, doszkalanie się. Pod domeną www.kocipazur.pl pojawi się zapowiadany od dawna sklep internetowy, by każdy chętny mógł nabyć moje prace, a ci, którzy odwiedzą mnie w Połczynie mogli mieć nadal ze mną kontakt. Chcę też skupić się na tworzeniu produktów z moją marką, jak choćby dobrane kolorystycznie filcowane wełniane komplety: mitenki, szal i beret czy też kapelusz. Jest przy tym sporo pracy, bo rękodzieło musi mieć swój czas, by dojrzeć, ale efekt wart jest tej pracy. Jak pięknie można w nim wyglądać prezentują moje przyjaciółki na zdjęciu obok. Cóż… zawsze marzyłam, by mieć „fach w ręku” i go mam, a pasja jest moją pracą, praca jest moją pasją…
– Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Berenika Lemańczyk