Rozmowa z Sylwią Trojanowską
– Swoją nową książkę „Sekrety i kłamstwa” zadedykowała pani swojemu dziadkowi, który ma tak samo na imię jak jeden z głównych bohaterów opowieści. Czy zatem częściowo opowieść ma wątki biograficzne pani dziadka?
– Kiedy w mojej głowie pojawił pomysł na „Sekrety i kłamstwa”, pierwszym bohaterem, którego zobaczyłam, był Ludwik. Kulejący starszy pan o surowym spojrzeniu i niezbyt przyjaznym usposobieniu, który raczej zniechęcał do siebie ludzi, niż ich zachęcał. Dopiero później zorientowałam się, że imię tego bohatera jest tożsame z imieniem mojego nieżyjącego już dziadka Ludwika. Przyznam, że nigdy dobrze nie poznałam mojego dziadka. Byłam dziewczynką, kiedy zmarł. Jednak opowieści, które o nim słyszałam, stworzyły w mojej głowie obraz honorowego i odważnego żołnierza, który zasłużył się w walkach o wolną Polskę oraz pełnego miłości i zaradności ojca, głowy rodziny.
– Czytając pani powieść, pomyślałam, że każdy z nas, rodowitych szczecinian, od pokoleń, ma w zanadrzu jakąś ciekawą historię rodzinną dotyczącą m.in. lat powojennych, kiedy nasi dziadkowie tu przyjechali. Czy w pani domu dużo opowiadano o tamtym czasie?
– Moi rodzice przyjechali do Szczecina w 1961 roku. Tutaj urodziła się moja siostra i ja. Z przekazu rodziców znam Szczecin właśnie od lat sześćdziesiątych. Przyznam, że od czasu rozpoczęcia pisania „Sekretów i kłamstw” zadałam moim rodzicom więcej pytań niż kiedykolwiek wcześniej. Nadal je zadaję, nadal dopytuję. ©℗
Cała rozmowa w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 19 września 2018 r.
Monika Gapińska