Ocena roku w teatrze to perspektywa ryzykowna, by nie powiedzieć fałszywa. Właściwą miarą takiej oceny są teatralne sezony, bo to przecież w ich ramach – wytyczonych przez repertuarowe plany – bilansują się sukcesy i porażki artystyczne poszczególnych scen. Ale zgodnie z powszechnie przyjętą zasadą bilansowania wszystkiego – a więc i kultury – z końcem roku, przywykliśmy dokonywać takiej oceny w tej skali właśnie.
To prawdy dość oczywiste, jednak kiedy spróbowałem odpowiedzieć sobie na pytanie, jak wyglądał rok miniony na zachodniopomorskich scenach, zaskoczyła mnie obserwacja nieoczywista raczej. Był to bowiem rok udany wprawdzie, ale… udany mniej niż sezon 2016/2017, według którego gotowy byłem go oceniać bez kalendarzowych miar. A to dlatego że najciekawsze realizacje tego sezonu – rzutujące na obraz teatralnych dokonań 2017 – obejrzeliśmy pod koniec roku 2016. Jako że to właśnie wtedy odbyły się premiery „Ślubu” w Teatrze Współczesnym i „Mieszczan” w Polskim, a więc spektakli, które były ich najwartościowszymi osiągnięciami w ostatnim czasie.
Zwłaszcza sukcesy „Ślubu” Gombrowicza w reżyserii Anny Augustynowicz zdominowały to myślenie o roku 2017, bo właśnie w tym roku ów znakomity spektakl Współczesnego – nie waham się rzec: jedno z największych osiągnięć tej sceny w XXI wieku – pokazywany był w całej Polsce i wieńczony nagrodami na różnego rodzaju festiwalach i przeglądach.
A jak wyglądał rok 2017 bez końcówki sezonu 2016/2017? Tu już nie było tak spektakularnych osiągnięć.
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 5 stycznia 2018 r.
Artur D. LISKOWACKI
Fot. Małgorzata Frymus