Pisarz nie musi wszystkiego co go otacza traktować jak potencjalny temat kolejnej opowieści, jednak niewątpliwie głębiej doświadcza świata otaczającego. Takie wrażenie można odnieść, oglądając film „Kadry z życiopisania”, w którym w roli głównej wystąpił Artur Daniel Liskowacki. Na drugim zaś planie towarzyszy mu Szczecin.
Film w reżyserii Marka Osajdy, ze zdjęciami Bartosza Jurgiewicza to liryczny dokument, w którym odbija się nasza szczecińska niepowtarzalność. Niemiecki czy polski, zachwycający czy niezręczny, rozmach architektury czy brak słowiańskiego ciepła? Jest wszak Szczecin nazywany i Paryżem, i Wenecją Północy.
Wiele miejsc ukazanych w filmie w niebanalny sposób odkrywamy na nowo. A może film z pięknymi, oryginalnymi zdjęciami budzi w nas nową wrażliwość na nasze miasto? Pomaga nam w tym erudycja Artura Daniela Liskowackiego. Jego refleksyjne, ale też niepozbawione poczucia humoru wypowiedzi budują narrację bardzo nam bliską. Polski prozaik, eseista, dramaturg, poeta, dziennikarz nie przemawia do nas w filmie ex katedra. Nie zasiada też w fotelu przy kominku – jak swego czasu Czesław Miłosz – czytając swoje utwory. Jego twórczość schodzi na plan dalszy dokumentu, będąc jedynie przyczynkiem do niego, żyje własnym życiem i każdy może po nią sięgnąć. W filmie widzimy autora „Eine kleine”
w roli przewodnika po pięknym mieście, znakomicie znającego jego historię dawną i współczesną. Miasto, które może być inspiracją i przekleństwem. Domyślamy się, że twórca, który zmaga się z tworzywem słowa, musi ścierać się także z tematem – miastem. Oglądamy go w różnych sytuacjach, ale w roli pisarza zaledwie dwukrotnie: gdy przed rozświetlonym ekranem komputera w swoim mieszkaniu pozwala płynąć słowu i podczas spotkania z czytelnikami w bibliotece ProMedia z okazji wznowienia zbioru esejów „Ulice Szczecina”. Poza tym wędrujemy z autorem „Murzynka B” od ulicy Montwiłła w pobliżu Teatru Polskiego, gdzie mieszkał od urodzenia, poprzez Wały Chrobrego z drugim bliskim mu Teatrem Współczesnym, dalej ulicą Herbową w otoczeniu Jasnych Błoni, gdzie spędził dzieciństwo, poprzez plac Lotników z kontrowersyjnym pomnikiem kondotiera Colleoniego po serce miasta, w którym ogniskowały się wydarzenia jego historii najnowszej w linii trzech placów: Solidarności, Hołdu Pruskiego i Żołnierza Polskiego. W ich granicach znajduje się budynek prasy, z którą jako dziennikarz, felietonista, krytyk ADL jest związany. Obecnie i najdłużej z „Kurierem Szczecińskim”. Pisarz mówi też o swej pasji, jaką jest piłka nożna. W kadrach na stadionie obserwujemy go nie tylko w roli wiernego czytelnika „Przeglądu Sportowego”, lecz również rozgrywającego i napastnika. Jest też chwila refleksji nad współczesną kulturą, także masową, w Książnicy Pomorskiej i niespieszna kawa z żoną Jolantą w towarzystwie kotki Kamy.
Elżbieta KUBERA
Więcej w magazynowym "Kurierze Szczecińskim", e-wydaniu i wydaniu cyfrowym gazety.
Fot. Dariusz GORAJSKI