Gdy w ostatnich miesiącach kolejne kraje zamykały granice, gdy wydzierały sobie zasoby niezbędne do walki z pandemią, gdy przewodnicząca Komisji Europejskiej publicznie przepraszała Włochy za spóźnioną pomoc, stało się jasne, że wśród kwestii, które zostaną przemyślane na nowo, jest także sprawa przyszłości Unii Europejskiej i roli państw narodowych. Z polskiej perspektywy dobrą filozoficzno-historyczną podkładką dla takich rozważań może być uhonorowana nagrodą im. Józefa Mackiewicza książka „Północ i południe. Teksty o polskiej kulturze i historii” Marka A. Cichockiego.
Główna teza byłego doradcy prezydenta Lecha Kaczyńskiego brzmi tak: utrwalanie podziału na Wschód i Zachód skazuje Polskę na drugorzędność. Szansą dla nas jest oś Północ – Południe. Jak pisze Cichocki w znakomitym eseju o kanclerzu wielkim koronnym Janie Zamoyskim (i o bardzo wielu innych zagadnieniach): „Zapewne także za sprawą papiestwa i katolicyzmu, ale przede wszystkim dzięki świadomemu kulturowemu wyborowi, którego dokonali nasi przodkowie, polskość została trwale złączona ze śródziemnomorską, łacińską formą, o czym w XX wieku pisali Iwaszkiewicz, Parnicki, Wat, Herbert, Herz, Kubiak i wielu innych – czego Rosjanie nigdy nie potrafili nam wybaczyć, a Niemcy nigdy nie potrafili zrozumieć. I tak jest do dzisiaj, bo polskość jako kultura albo będzie umiała zachować swoją łacińską formę, ale nie będzie jej wcale”.
Orientacja na Zachód, zdaniem Cichockiego, grozi nam „opresyjną modernizacją”. Tym bardziej przykrą, że możliwe, iż Zachodu – jako atrakcyjnej propozycji duchowej – coraz bardziej nie ma. Rosja z kolei to żywioł niszczący. Pogrążał naszych przodków nawet wtedy, gdy wydawało im się, że go podbijają. Na prawdziwy podbój byli bowiem za mało zdyscyplinowani. Posłuchajmy: „Tymczasem aby przemienić Wschód, musieliby wykazać się nie tylko militarnym zwycięstwem, jak za czasów Batorego czy Zygmunta III, lecz także dokonać zasadniczej przebudowy swojego sposobu życia politycznego, tak aby własne wartości uczynić odpornymi na działanie dążących do rozkładu sił płynących ze Wschodu”.
Cichocki pisze w sposób klarowny i elegancki. A pewne pióro to wśród naszych publicystów wyjątek, a nie reguła – zresztą to, że w Polsce osoby piszące rzadko kiedy potrafią pisać, to temat na osobną rozprawę albo i kilka rozpraw. Temu rodzajow konserwatywnej literatury, jaką uprawia Cichocki, zawsze grozi poddanie się wpływowi sugestywnej stylistyki Jarosława Marka Rymkiewicza, na szczęście współtwórca „Teologii Politycznej”, choć o Rymkiewiczu pamięta, to jego przemożnemu czarowi nie ulega.
Cichocki odwołuje się do historii, do wielkich duchów literatury, wspomina podróże do Włoch, jest, w neutralnym znaczeniu tego słowa, snobem. Dziecko popkultury takie jak ja takiej erudycji zawsze będzie przyglądało się z pewnym dystansem. Też czytałem Parnickiego, jako student nawet pisałem o nim, ale ogólnie biorąc autor „Tylko Beatrycze” raczej mnie zmęczył, niż zainspirował. Nie mogę też nie zauważyć, że rozważania Cichockiego cechuje duży poziom zzabiurkowej ogólności. Bo nawet jeśli ma rację, to jak konkretnie miałaby wyglądać zmiana osi Wschód – Zachód na Północ – Południe? Kto i jak miałby ją zadekretować? Powiedzmy jednak uczciwie: filozofowie nie są od grania w (geo)polityczne szachy, tylko od przypominania tym, którzy przesuwają pionki, o jakie stawki toczy się ta gra. ©℗
Alan SASINOWSKI