Każdego popremierowego poniedziałku czekałem na radiową recenzję z pleciugowego spektaklu. To wtedy, w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku poznałem Annę Garlicką jako recenzentkę Polskiego Radia Szczecin.
A potem zaprosiliśmy Anię do grona realizatorów Ogólnopolskiego Festiwalu Małych Form, który od pewnego czasu pracował w składzie: Zenon Butkiewicz, Zygmunt Duczyński, Henryk Gęsikowski i Zbigniew Niecikowski. Długo zastanawialiśmy się nad zmianą formuły festiwalu. I wtedy wszystko się zaczęło – Zygmunt zaproponował KONTRAPUNKT, Ania powoli przejmowała stery organizacyjne festiwalu i rozpoczęła teatralną, trwającą prawie ćwierć wieku, przygodę z Pleciugą jako zastępca dyrektora.
„Kontrapunkt” dojrzewał jak ukochane dziecko. Stał się marką rozpoznawalną w całym kraju, a potem za jego granicami. Ania stworzyła również „Mały Kontrapunkt”. Przez ponad 20 lat inspirowała, otwierała szczecińską kulturę na świat.
Pleciuga rozpoczęła realizację wielu ogólnopolskich i transgranicznych projektów kulturalnych. Ania uczestniczyła w redakcji, opracowywaniu i wydawaniu wielu publikacji poświęconych teatrowi, kierowała gazetą teatralną „Gabit”, jedynym w kraju czasopismem dla widzów i sympatyków teatru.
Nasze, wówczas, trochę dziecięce marzenia o nowym budynku teatralnym przybierały realne kształty. Nie było łatwo w tych staraniach i trosce o wizję nowego teatru. Ale marzenia się spełniły. Cieszyliśmy się jak dzieci, jak widzowie Naszego Nowego Teatru.
W przeddzień burzenia siedziby przy ulicy Kaszubskiej 9 poszliśmy z Anią pożegnać stare wnętrza naszego teatru.
To w tym budynku opracowała i koordynowała jakże ważne projekty: „Teatr ponad granicą”, „Wizualny ponadgraniczny teatr Leszka Mądzika”, „Andersen – twórca baśniowej wyobraźni Europy”, „Dzieci magii – od rytuału do współczesnego teatru lalek”, a już w nowej siedzibie „Teatr i miasto. Przestrzeń świętowania/przestrzeń codzienności”, „Teatralny Ty-Dzień Dziecka”, „Wszystko gra. Polsko-niemieckie warsztaty dla dzieci”.
Kiedy dotarliśmy na Kaszubską i krętymi schodami bez poręczy udało nam się w końcu dostać do scenicznej kieszeni, pragnęliśmy wtedy jeszcze raz dotknąć ręką desek sceny i spojrzeć z niej w szarą czeluść widowni. Ta ostatnia obecność w starym teatrze to jak pożegnanie kogoś bardzo bliskiego z kim dzieliło się radości i smutki każdego dnia, radość z każdej teatralnej premiery.
Ale Teatr nie umarł, Teatr żył w nowym miejscu.
Ania na ogół była bezkompromisowa, uparta, ale czasami dawała się przekonać do zmiany swojej opinii czy decyzji. Kochała teatr, kwiaty, zwierzęta, a zwłaszcza koty. Kiedyś koniecznie chciała podarować mi na urodziny małego kotka, ale mieliśmy już kochaną sznaucerkę Emi. Mały rudzielec trafił do innego domu.
Kochała kolor zielony, a ja niebieski, co było szczególnie widać w pleciugowych wydawnictwach. Czasami wkładała coś niebieskiego i czekała na moją reakcję – ot, dwoje dorosłych ludzi, dyrektorów teatru dla dzieci.
W połowie marca zadzwoniłem do Ani. Umówiliśmy się, że razem z Kostkiem, po wyjściu ze szpitala spotkamy się u nas, daleko od Szczecina…
Żegnaj, Aniu!
Zbigniew NIECIKOWSKI