Kolejna potańcówka w szczecińskiej Różance ze znakomitą frekwencją! Tancerze wypełnili w sobotę późnym popołudniem cały parkiet. Dominowały eleganckie panie, panowie byli w zdecydowanej mniejszości. - „Bo jak nie my to kto...” śpiewali rozbawieni goście imprezy, skacząc w rytm znanego przeboju, a z każdą chwilą było tylko lepiej. Aż czerwieniły się róże w Różanym Ogrodzie.
Cykl potańcówek w Różance, na który zaprasza w sezonie letnim Szczecińska Agencja Artystyczna, to strzał w dziesiątkę. Przy szlagierach z lat 60., 70. I 80., ale też przy współczesnych przebojach, bawi się każdy, kto tylko zechce. Przeważają osoby w wieku 60 plus, jednak metryka nie ma na tej imprezie najmniejszego znaczenia. Taniec porywa każdego. Przychodzą tu stali bywalcy i debiutanci.
- My, wiekowi, potrzebujemy Różanki - deklaruje stanowczo 73-letnia Krystyna Małkowska, która już kolejny raz przyszła potańczyć z siedem lat starszym mężem Eugeniuszem. - Nasze pokolenie ma chęć do życia, chodzimy na koncerty, zabawy, wystarczy spojrzeć, ilu nas tu jest.
Pan Eugeniusz chwali organizację, atmosferę, towarzystwo, muzykę. Wszystko jest znakomite, choć...
- Proszę sobie zapisać, żeby ten parkiet był trochę większy, niech pani sobie to zaznaczy i przekaże, komu trzeba - mówi w rozmowie z „Kurierem”. - Dwa tygodnie temu po prostu nie było na nim miejsca. No i gdyby nam zrobili nad nim jeszcze jakieś zadaszenie, bo czasem pięknie, ciepło, zabawa na sto dwa i deszczyk zaczyna padać. A przecież nikt z parkietu z takiego powodu nie zejdzie.
Film Anna Gniazdowska
Pani Marysia przyjechała ze Stołczyna, bo kocha taniec. - Najbardziej porywają mnie przeboje włoskie, szałowe, ale także walc czy tango - mówi z fascynacją w głosie. - No i dobrze, kiedy partner potrafi tańczyć, bo są tacy, którym "noga kuleje" i wtedy się człowiek tylko namęczy. Już lepiej tańczyć samemu.
Pani Ita z Polic (już na emeryturze) jest oczarowana różankową potańcówką i jej atmosferą. - Dla nas, dorosłych, bo skończyliśmy już osiemnaście lat, to fantastyczne spotkania - mówi. - Ciągnie nas tu jak pszczoły do miodu.
Dobrą zabawę w sobotę po raz kolejny mieli też państwo Ewa i Henryk Lewandowcy. Porównują ją do potańcówek organizowanych w sanatoriach, z których wielokrotnie korzystali.
- Mieszkamy blisko, chodzimy do Różanki na koncerty i inne wydarzenia, bardzo lubimy też te potańcówki - mówi pani Ewa i zdradza, że mąż - czynny sędzia piłkarski i były strażak - jest jednocześnie tancerzem po kursie, więc na parkiecie nie ma sobie równych.
Zabawa w Różance trwała do godziny 20. Pani Marysia ze Stołczyna zapowiedziała, że zostanie do ostatniego przeboju. Bo jest zdania, że jak się już coś zaczyna, to trzeba skończyć.
Anna Gniazdowska
Fot. Marta Teszner