Policja zatrzymała w piątek rano mężczyznę, któremu prokuratura zarzuca doprowadzenie w styczniu br. do wybuchu gazu w budynku plebanii parafii ewangelicko-augsburskiej w Katowicach-Szopienicach. Zginęły wówczas dwie mieszkające w tym budynku osoby - żona oraz córka mężczyzny.
Po przesłuchaniu do sądu trafił wniosek o aresztowanie podejrzanego – powiedział PAP Aleksander Duda z zespołu prasowego Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Podejrzany był mieszkańcem plebanii, w wyniku wybuchu został ranny i trafił do szpitala.
"Mężczyźnie przedstawiono zarzut sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa eksplozji gazu ziemnego w budynku przy ul. Bednorza w Katowicach, które zagrażało życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu w wielkich rozmiarach, a następnie doprowadzenia do tej eksplozji, w wyniku której doszło do częściowego zawalenia się budynku, na skutek czego dwie osoby straciły życie, a trzy inne doznały obrażeń ciała" – powiedział prok. Duda.
Podejrzany nie przyznał się do winy, złożył wyjaśnienia, które – jak zaznacza prokuratura – są częściowo zbieżne z ustaleniami śledztwa. Za zarzucane mu przestępstwo grozi kara od pół roku do 8 lat więzienia. Wniosek o aresztowanie został przesłany do Sądu Rejonowego Katowice-Wschód. Termin posiedzenia w tej sprawie nie został jeszcze wyznaczony.
Mężczyzna, który jest podejrzany o spowodowanie wybuchu sam został w niej poważnie ranny, wiele dni spędził w szpitalu. "Z opinii biegłego wynika, że może brać udział w czynnościach procesowych" – zaznaczył prokurator.
Do wybuchu doszło 27 stycznia ok. godz. 8.30 w Katowicach-Szopienicach. Początkowo wydawało się, że siedem osób, które przebywały w probostwie parafii ewangelicko-augsburskiej w chwili eksplozji, wyszło z katastrofy cało, niektóre z obrażeniami niezagrażającymi życiu. Potem okazało się, że mieszkały tam jeszcze dwie osoby: matka i córka, ich ciała odnaleziono w gruzowisku po południu. Mąż jednej z tych kobiet – obecnie podejrzany - został przewieziony do szpitala.
Kilka dni później media poinformowały, że otrzymali list podpisany przez całą tę trójkę, który został wysłany na krótko przed tragedią. Jest w nim zapowiedź rozszerzonego samobójstwa. Autorzy listu wskazują, że, będąc w ciężkiej sytuacji, o pomoc zwrócili się do księdza, u którego zamieszkiwali i dla którego pracowali.
Informację o nieporozumieniach w plebanii potwierdził proboszcz parafii oraz w biskup diecezji katowickiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego Marian Niemiec. Jak informował biskup, konflikt pomiędzy rodziną, która miała napisać list a parafią trwał od lat, a jego tłem były kwestie finansowe. Spór oparł się o sąd, który przyznał rację parafii – podał. Jak opisywał, rodzina, która przed laty zajmowała się kościołem, mieszkała w plebanii i była utrzymywana przez parafię, nie płaciła czynszu czy za media; od lat nie zajmowała się już kościołem.(PAP)