Setki poznaniaków, osoby z Wielkopolski i spoza regionu wzięły w sobotę w Poznaniu udział w kiermaszu zorganizowanym przez ośmioletnią dziewczynkę. Asia przygotowała go dla sąsiadów, by pomóc chorej mamie; jej zaproszenie ukazało się w ogólnopolskich mediach.
Kilka dni temu na klatkach schodowych jednego z poznańskich osiedli rozwieszone zostały ogłoszenia: „Mam na imię Asia. Zbieram na leczenie i rehabilitację mojej mamusi. Zachęcam do zakupów i pomocy”. Dziewczynka informowała, że przygotowała loterię z nagrodami do wyboru, w tym „zabawki nie tylko dla dziewczynek, artykuły szkolne, ubrania oraz buty”. Po tym, jak zdjęcie z jej ogłoszeniem trafiło do internetu, o sprawie poinformowały ogólnopolskie media.
Pomoc dziewczynce zadeklarowały osoby prywatne, organizacje, fundacje i firmy. Zainteresowanie kiermaszem przerosło wyobrażenia zarówno Asi, jak i jej chorej mamy, która właśnie wróciła ze szpitala. W sobotę na kiermaszu na osiedlu Batorego pojawiły się prawdziwe tłumy.
Wielu uczestników wydarzenia wrzucało pieniądze do skarbonek, inni nabywali przedmioty wybrane z setek dostarczanych w ostatnich dniach przez osoby chcące włączyć się w akcję. W zamian za datek można było zrobić sobie zdjęcie w małym fiacie, przejechać się harleyem, pomalować sobie twarz, zjeść loda lub ciasto. Do skarbonek często trafiały banknoty o najwyższych nominałach.
„Jestem bardzo zdziwiona, że tyle ludzi przyszło, moja mama też jest zaskoczona. Przygotowałam trochę moich rzeczy, dużo przynieśli ludzie z serca. Można u mnie kupić zabawki, torebki, torby, lalki, kucyki. Myślałam, że będzie zwyczajnie, a nie tak aż, że będą motory i dmuchany zamek” - powiedziała dziennikarzom Asia.
„Ten dzień od rana jest zakręcony. Bardzo się cieszę, że to tak wygląda, jestem zmęczona, ale bardzo szczęśliwa. Pieniądze trafią na rehabilitację mamy, na transport do Bydgoszczy – bo tam jest najlepszy lekarz, na taki balkonik, który mama potrzebuje” – dodała
Do dziennikarzy wyszła też mama organizatorki kiermaszu. „Kochana córeczko, chciałam ci powiedzieć, że bardzo cię przepraszam za moją pierwszą reakcję. Będąc jeszcze w szpitalu powiedziałam, że bardzo narozrabiałaś. Teraz chcę powiedzieć, żeby wszyscy słyszeli, że pięknie narozrabiałaś” – powiedziała.
Jak dodała, osoby chore i cierpiące, szczególnie te, które zmagają się z bólem, nie mogą tracić nadziei. „Ja wiem, że nie jestem sama, jest nas dużo. I oprócz codziennego cierpienia, zmagamy się z bezdusznością i nieudolnością służby zdrowia i urzędów orzeczniczych. Łączę się z tymi wszystkimi osobami, chciałam się z nimi podzielić tą nadzieją, którą dała mi moja córka, którą ja straciłam, a ona nie” – powiedziała.
Kobieta podziękowała wszystkim uczestnikom akcji. „Bardzo dziękuję, bardzo się cieszę, jestem oszołomiona” – przyznała.
Ojciec Asi powiedział dziennikarzom, że mama dziewczynki jest cały czas diagnozowana i leczona. Przyznał, że jest dumny z pomysłu córki. „Myślałem, że skończy się to na sąsiedzkim kiermaszu, a nie na ogólnopolskiej akcji. Cieszy, że ludzie widzą konieczność pomocy chorym osobom” – powiedział.
„Gdy żona zaczęła chorować, to była epilepsja lekooporna, do tego doszły problemy ze wzrokiem, kłopoty z kręgosłupem. Ania przeszła jedną operację, czekają ją jeszcze przynajmniej dwie operacje na kręgosłup, a także kolejne badania. Trudno jest powiedzieć, ile będzie kosztowało leczenie. Tymczasem ZUS odmówił Ani renty” – dodał.
Uczestnicy kiermaszu mówili PAP, że po zobaczeniu w internecie, w prasie lub telewizji ogłoszenia dziewczynki nie wyobrażali sobie by można było nie przyjść i nie pomóc Asi i jej mamie. „Jesteśmy mieszkańcami osiedla Batorego, to jest nasza sąsiadka z klatki obok. Przynieśliśmy trochę gadżetów do sprzedania, skombinowaliśmy stoliki, teraz włączamy się też finansowo – syn kupił koszulkę Lecha Poznań”- powiedziała PAP jedna z uczestniczek kiermaszu.
Do rodziców Asi zgłosili się w sobotę m.in. poznańscy strażacy. "Usłyszeliśmy o tym, że dziewczynka sprzedaje swoje zabawki, żeby pomóc matce. To dziecko jest wzorem – mały urwis, który musi być dorosły. To co mogliśmy, zebraliśmy we własnym zakresie i przywieźliśmy żeby przekazać” – powiedział PAP strażak Bartosz Suski. (PAP)
PAP/Paweł Jaskółka