Policjant, który kilkakrotnie potraktował paralizatorem Igora Stachowiaka, powinien stanąć przed sądem – ocenił rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. Dodał, że przymuszanie zatrzymanego do wykonywania poleceń było torturami.
Stachowiak w połowie maja ubiegłego roku został zatrzymany na wrocławskim Rynku. Według funkcjonariuszy, był agresywny i dlatego musieli użyć paralizatora. Po przewiezieniu na komisariat stracił przytomność i pomimo reanimacji zmarł. Sprawa wróciła po wyemitowaniu reportażu w TVN24, gdzie m.in. pokazano zapis z kamery paralizatora.
Bodnar, który był gościem radia ZET, podkreślił równocześnie, że takie przypadki – "i przekraczania uprawnień, i także pobić, które mogą być klasyfikowane jako tortury" – zdarzają się w policji od lat.
– Tych przypadków, stwierdzonych wyrokami sądowymi – mam na myśli tortur – mieliśmy pomiędzy rokiem 2008 a 2015 – 22. Skazano za to 34 policjantów – powiedział. Dodał, że w tego typu sprawach chodzi o dwie kwestie. Pierwsza to sytuacje, w których niedoszkoleni funkcjonariusze przekraczają uprawnienia, używając środków, które nie są potrzebne. Jego zdaniem, przykładem tego jest pierwszy etap zatrzymania Stachowiaka, na wrocławskim rynku. Druga to wykorzystywanie przez policjantów siły fizycznej do poniżania, wymuszania zeznań, przyznania się do winy, obciążenia innych osób – czyli tortury. Zdaniem Bodnara, to właśnie miało miejsce już na komisariacie.
– Jeżeli są problemy z zatrzymaniem, to policja ma cały szereg środków, które są mniej dolegliwe niż paralizator – powiedział Bodnar. RPO ocenił też, że policjant, który używał wobec Stachowiaka paralizatora, powinien się znaleźć na ławie oskarżonych i – jak dodał – sądzi, że tak się stanie. Z kolei pozostali policjanci, którzy byli na miejscu, powinni – jego zdaniem – zostać zawieszeni.
– Tu jest taka sytuacja, że te osoby przez wiele miesięcy nie ujawniały, co się stało. A przecież przyglądały się temu, brały bierny udział w tym, co się na komisariacie działo – dodał. Bodnar ocenił, że przy wyjaśnianiu śmierci Stachowiaka zabrakło determinacji i wnikliwości. W jego ocenie, w tym przypadku największa odpowiedzialność leżała po stronie Komendy Głównej Policji. RPO podkreślił, że samo przekazanie materiałów prokuraturze nie wystarczało.
W związku z wydarzeniami sprzed roku, szef MSWiA odwołał komendanta dolnośląskiej policji, jego zastępcę ds. prewencji oraz komendanta miejskiego we Wrocławiu. Rzecznik KGP insp. Mariusz Ciarka informował, że trwa procedura zwolnienia policjanta, który użył na komisariacie paralizatora wobec Stachowiaka. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Poznaniu.
(pap)
Fot. Robert Stachnik