Policyjne działania w sprawie Grzegorza Borysa przypominają mi poszukiwania "snajpera" Stanisława Antczaka, którą prowadziliśmy w Szczecinie w 2007 roku - mówił PAP emerytowany policjant, były rzecznik prasowy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Maciej Karczyński. Jego zdaniem, jeśli nie uda się znaleźć Borysa - żywego lub martwego - to będzie potwarz dla policji.
"Poszukiwania Grzegorza Borysa bardzo przypominają mi działania związane z poszukiwaniami +snajpera+ ze Szczecina" - mówił Karczyński. Tym "snajperem" ze Szczecina był Stanisław Antczak. W 2007 roku najpierw postrzelił rzecznika Szczecińskiego SLD Albina Majkowskiego, później postrzelił mężczyznę przed hotelem "Panorama". Używał rewolweru z celownikiem laserowym.
Po tych atakach, Antczaka poszukiwała zachodniopomorska policja. Kilkudniowa obława w Puszczy Szczecińskiej przy użyciu śmigłowca i setek policjantów nie przyniosła rezultatu. 1 marca 2007 roku w dzielnicy Zdroje mężczyzna został zauważony przez policjantów i zaczął do nich strzelać. W trakcie tej obławy Antczak popełnił samobójstwo.
Wcześniej mężczyzna był skazany przez sąd na 13 lat więzienia za włamania, podpalenia i napady. Na wolność wyszedł po 10 latach i napadł na kiosk ruchu. Ponownie trafił do więzienia z którego uciekł w 2005 roku.
"W trakcie naszych działań weszliśmy m.in. do garażu, który Antczak wynajmował. W środku znaleźliśmy włączony komputer z ustawioną stroną internetową z forum dzielnicy, na którym ludzie opisywali, że przed momentem na osiedle wjechały wozy policyjne. To go ostrzegło i uciekł przed naszym przyjazdem zostawiając to wszystko" - opisywał Karczyński zdarzenia z 2007 roku.
Podkreślił, że wówczas policja weszła w "komitywę z mediami". "Po tym zdarzeniu, poprosiliśmy media ze Szczecina, żeby przez tydzień nie informowały o policyjnych działaniach" - mówił. "Byliśmy przekonani, że prędzej czy później go złapiemy" - dodał były policjant.
Jego zdaniem działania związane z poszukiwaniami Grzegorza Borysa, który jest podejrzany o zabójstwo swojego 6-letniego syna, "wymagają ciszy".
"Jest to jednak patowa sytuacja" - dodał. Mieszkańcy, rodzina i media chcą bowiem wiedzieć, na jakim etapie są działania związane z poszukiwaniami przestępcy. "Służby, zwłaszcza Żandarmeria Wojskowa, powinny wiedzieć, co mówić i jak mówić". Jego zdaniem, służby, jeśli nie są pewne, co do przebywania Borysa w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym powinny to zakomunikować. "Teraz jest taka narracja, że mężczyzna wciąż przebywa w lesie - żywy lub martwy, a co jeśli on z tego lasu uciekł?" - pytał były policjant i dodał, że taki komunikat również powinien się pojawić. "To - jak zaznaczył ekspert - nie jest film kryminalny, w którym wszystko się udaje. Tak wygląda życie" - podkreślił.
"Moim zdaniem służby zrobiły wszystko, co są w stanie zrobić, użyły środków, które są w stanie im posłużyć" - ocenił ekspert. Od początku w poszukiwania 44-latka zaangażowanych jest około tysiąc funkcjonariuszy różnych formacji: policji, Żandarmerii Wojskowej, Straży Granicznej, Straży Leśnej i Straży Pożarnej.
W piątek, dwa tygodnie od zabójstwa, służby zawęziły teren poszukiwań w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym. Ich działania skupiają się na 2 ha wokół zbiornika wodnego Lepusz.
"Co jeśli teraz go nie znajdą? Co powiedzą opinii publicznej? Moim zdaniem powinni być przygotowani na przyznanie się do błędu, oczywiście jeśli go popełnili i wytłumaczenie braku skuteczności. Tego oczekuje opinia publiczna i media" - mówił Karczyński.
Jego zdaniem Grzegorz Borys nie żyje, albo nadal ukrywa się w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym. "Jedyne rozwiązanie tego kryzysu, to znalezienie go żywego lub jego ciała. Dopóki nie będzie znalezione, to będzie potwarz dla policji" - stwierdził.
Były policjant przypomniał również sprawę Jacka Jaworka, który od ponad dwóch lat jest poszukiwany przez policję. Zdaniem śledczych Jaworek w lipcu 2021 roku w Borowcach koło Częstochowy zastrzelił brata, bratową i 17-letniego bratanka.
(PAP)