Wtorek, 16 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Pożyczkodawcy atakują

Data publikacji: 21 sierpnia 2015 r. 12:33
Ostatnia aktualizacja: 18 listopada 2017 r. 19:33
Pożyczkodawcy atakują
 

Patrząc na tłumy na plażach, w klimatyzowanych hipermarketach łatwo o powtarzanie stereotypu, że Polacy wprawdzie narzekają, ale w sumie powodzi im się nieźle. Ile z tych wrażeń dobywa się za pożyczone pieniądze? Tego nie wiemy. Prawdziwy obraz jest nieco inny.
4 tysiące to nie mało

Faktem, który powinien skłonić do ostrożniejszego używania różowych okularów są problemy ze spłatami długów i zadłużeniem gospodarstw domowych. Według Biura Informacji Gospodarczej około 330 tys. młodych obywateli ma problemy z terminowym spłacaniem pożyczek. Zaległości ludzi młodych w wieku od 18 do 31 lat szacuje się na około 1,3 mld zł., a przeciętne zadłużenie wynosi około 4 tys. zł. To niemała kwota zwłaszcza w relacji do niewysokich zwykle zarobków, które w dodatku często nie są stabilne. Okazuje się, że częstą przyczyną zadłużenia są nie tylko pożyczki i kredyty, ale nieopłacone rachunki telefoniczne, a także mandaty za jazdę bez biletu środkami komunikacji miejskiej.

Firma prowadząca rejestry dłużników sygnalizuje problem, podkreślając w swoich komentarzach zmiany w obyczajowości młodych ludzi, którzy lekkomyślnie podchodzą do pożyczek i wszelkich długów, nie widząc niczego złego w niespłaconych zobowiązaniach. Biuro Informacji Gospodarczej zwraca uwagę, że młodzież nie zdaje sobie sprawy, że nawet nieduże zaległości mogą być przyczyną znalezienia się na liście nierzetelnych pożyczkobiorców, a to może utrudniać realizację tak poważnych zamierzeń życiowych, jak kupno mieszkania na kredyt.

Trzeba się zgodzić z niepokojącym tonem komunikatu i sugestią, że mamy do czynienia ze zmianami w obyczajowości, które idą w niedobrym kierunku. Problem jest poważny i nie da się go sprowadzić jedynie do lekkomyślności młodych ludzi. To prawda, że dawniej niespłacony dług był raczej sprawą wstydliwą, ale też i zapożyczanie się nie było zjawiskiem powszechnym. Ludzie żyjący skromnie starali się wiązać koniec z końcem, kierując się hasłem - dobry zwyczaj nie pożyczaj. Obecnie niewielu może tego przestrzegać. Muszą o tym dobrze wiedzieć banki, które wyspecjalizowały się nie tylko w kredytach na większe zakupy, jak meble czy samochody Trudno dziś mówić o wstydzie, skoro zewsząd płyną zachęty do brania pożyczek, traktuje się jako rzecz normalną, wręcz zalecaną. Ludzi, którzy przy kiepskich dochodach chcą poprawić swoją sytuację, łatwo złapać w pułapkę pożyczkową i nie tylko lekkomyślność jest przyczyną późniejszych problemów.

Druga strona medalu

Niepokojące sygnały ze strony Biura Informacji Gospodarczej są zapewne uzasadnione, ale chyba nie na tyle, by w naszym kraju znalazły się siły polityczne, które zechciałyby poprzez odpowiednie rozwiązania prawne ograniczyć możliwość reklamy dla wszelkich pożyczkodawców. Zważywszy na ogrom ogłoszeń, pieniądza mamy z jednej strony pod dostatkiem, bo mnóstwo podmiotów chce na pożyczaniu gotówki zarabiać. Z drugiej strony taka masa oferentów świadczy również, że musi istnieć niezwykle rozległy rynek potrzeb pożyczkowych. To wszystko jednak nie znaczy, że polskie gospodarstwa domowe mają szczególną skłonność do nadmiernego zadłużania się.

W internecie można trafić na uproszczone analizy, które dotyczą zadłużenia gospodarstw domowych w relacji do dochodów. Okazuje się, że Polska na tle innych krajów europejskich należy do tej grupy, w której relacja między dochodami i zadłużeniem jest bardzo ostrożna. U nas zadłużenie gospodarstw domowych stanowi zaledwie 27 proc. dochodów, a niższy wskaźnik ma jedynie Słowacja. Włosi ze wskaźnikiem 42 proc. są ostrożniejsi od Francuzów, bo u nich wskaźnik jest o 10 proc. wyższy. Unijna średnia to około 85 proc. Na takim poziomie znajdują się bogate Niemcy. Najbardziej zadłużone są gospodarstwa domowe w Danii i Holandii - tam wskaźnik przekracza 200 proc., a niewiele niższy poziom jest w Irlandii, Norwegii i Szwecji. W krajach skandynawskich rozważa się nawet wprowadzenie ograniczeń. W Szwecji na przykład proponowano by łączne zadłużenie nie mogło przekraczać 180 proc. dochodu gospodarstwa domowego.

Wobec problemów bogatego Zachodu nasza sytuacja jest zupełnie inna. Niskie zadłużenie w stosunku do dochodów jako syntetyczny wskaźnik przedstawia się nieźle. Czy to znaczy, że do groźnej sytuacji jeszcze daleko? Na razie słyszymy o niepokojącej i znacznej grupie młodych, która ma kłopoty ze spłatą miliarda? Trudno o wiarygodne dane odnośnie łącznego zagrożenia kredytów konsumpcyjnych i mieszkaniowych, bo banki się raczej takimi informacjami nie chwalą. Rosnąca liczba licytacji komorniczych wskazywałaby raczej, że problem nie dotyczy wyłącznie młodzieży. Ocenia się, że ponad 2 mln osób znajduje się w pułapce kredytowej. Apeli o ostrożność nigdy za wiele.

Grzegorz Dowlasz

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA