Piękny, pełnomorski, 15-metrowy jacht „Sharki” podobno sam zbudowałeś. - No nie zupełnie. - Rozmawiam z Cezarym Wolskim kapitanem i właścicielem dużego regatowego jachtu, na którym wygrał już wiele regat na morzu i na jeziorze Dąbie oraz Zalewie Szczecińskim.
- Kupiłem kadłub w stanie surowym - mówi C. Wolski - i zabrałem się za jego zabudowę. W tym czasie prowadziłem firmę, która zajmowała się takimi budowami i remontami, więc poza nakładami nie było to takie trudne. Jacht po zabudowie i wykończeniu typowo turystycznym, doskonale spisywał się jako jednostka regatowa. Namalowany na kadłubie „Shark” czyli rekin doskonale symbolizuje naturę jednostki, która „połykała” na trasie swoich konkurentów.
Zacznijmy jednak od początku, czyli od Technikum Budowy Okrętów, do którego nasz rozmówca uczęszczał. Już w I klasie, a był to rok 1984, zapisał się do klubu żeglarskiego „Stal Stocznia” i po kursie zdał na pierwszy stopień - żeglarza. Pływał na jeziorze Dąbie na „Omegach”, łodziach wiosłowo-żaglowych „DZ”, a wkrótce na jachtach balastowych m.in. „Karace”, brał udział w obozach żeglarskich.
W 1986 r. popłynął na pięknym pełnomorskim jachcie „Kapitan Haska” do Gdańska, a po szkole trafił do Marynarki Wojennej, do jej Jacht Klubu „Kotwica” i został zamustrowany na szybki, regatowy jacht „Nauticus”. W tamtych czasach ktoś powiedziałby, że były to trzy stracone lata. Tak jednak nie było w przypadku Cezarego. Startując w załodze tego jachtu na wielu imprezach żeglarskich zdobył ogromne doświadczenie i staż pozwalający zdawać na kolejne stopnie żeglarskie. Tak został sternikiem morskim i instruktorem żeglarstwa. Do regatowych sukcesów z tego okresu należy wicemistrzostwo Polski, a w następnym 1989 r. byli jeszcze bliżej pierwszego miejsca i pokonania najsłynniejszego wówczas i najszybszego jachtu „Cetus”. Złamany maszt pokrzyżował szyki.
Po zakończeniu służby wojskowej rozpoczął pracę przy budowie i remontach jachtów. Z jego firmy wyszło kilka motorówek i jachtów. Wreszcie w 1998 r. kupił kadłub „Sharkiego” i zaczęła się mozolna praca przy zabudowie i wyposażeniu. W pierwszy morski rejs nowym jachtem popłynął w 2002 r. do Niemiec, gdzie sromotnie dołożyli gospodarzom. W szkieletowej załodze jachtu byli Aleksander Sondej i Roman Sztukowski, a popłynął z nimi także Jerzy Siudy, sławny kapitan jachtu „Cetus”, który wcześniej wygrywał niemal wszystkie regaty. Było później jeszcze więcej wygranych imprez na morzu i na jeziorze Dąbie m.in. regaty Unity Line, Sputnik, regaty na Dąbskim. Z różnym powodzeniem brał udział w The Tall Ships Races w 2007 i 2013 r.
W tym miejscu warto się zatrzymać i przypomnieć dramatyczną przygodę na Zatoce Biskajskiej przy wejściu do francuskiego portu. Otóż kierując się wskazaniami GPS weszli na mieliznę. Sytuacja była trochę podobna do tej, jaką znają żeglarze przy wejściu z Zalewu Szczecińskiego do Wolina. Wąski farwater i znaczne wypłycenia po obu stronach. Tak było przy francuskim porcie. Próby zejścia o własnych siłach nie powiodły się i kapitan poprosił o pomoc. Wkrótce przypłynął ratowniczy ponton i zgodził się zabrać załogę, ale kapitan postanowił zostać na jachcie. Sytuacja wkrótce stała się groźna, gdyż do środka zaczęła dostawać się woda i próby jej wypompowania nie powiodły się. Kolejna fala uszkodziła ster i mocowanie w kadłubie napędu. Kapitan ponownie wezwał ratowników, którzy przywieźli wysokowydajną pompę i po usunięciu wody zaholowali jacht do portu. Tu okazało się, że uszkodzenia są znaczne i jacht do Polski wrócił na samochodowej lawecie.
- Zastanawiałem się - mówi C. Wolski - jak do tego doszło. Otóż okazało się, że wskazania GPS nie były wiarygodne, a w tym miejscu było już wiele podobnych wypadków.
Z wielkich rejsów „Sharkiego” należy jeszcze wymienić wyprawę na Islandię, opłynięcie dookoła przez kanał Kaledoński Wielkiej Brytanii, wizytę na Wyspach Owczych, Szetlandach, rejs do Gibraltaru, a w 2015 r. wyprawę do Nord Cup (przylądka Północnego), za którą kapitan został wyróżniony nagrodą „Rejsu Roku”. W 2013 roku w dowód za zaangażowanie kapitana w organizowaniu młodzieżowych rejsów, odsłonięto w Nowym Warpnie pamiątkową tablicę poświęconą jemu osobiście.
Nasz rozmówca ma jeszcze jeden wielki plan. Chce w przyszłym roku wziąć udział w The Tall Ships Races, a po tej imprezie, której meta będzie w Szczecinie, pożeglować do Australii na wielkie regaty Sydney - Hobart. Powrót do Szczecina planuje drogą przez przylądek Horn, a więc okrążenie świata.
Życzymy spełnienia tych wyjątkowo ambitnych planów.
Andrzej Gedymin