Szymon Kuczyński jest członkiem Jacht Klubu Kamień Pomorski i właśnie opłynął samotnie świat na niewielkim ponad 6-metrowym jachcie. Gdy pytałem go jak trafił do tego mało znanego jeszcze w Polsce klubu, odpowiedź była prosta: jest tam niezwykle przyjazna atmosfera, a żeglarze pomagali przy wielu ciekawych rejsach i regatach: m.in. na Islandię i Wyspy Owcze.
Nasz żeglarz pierwsze kroki na wodzie stawiał w województwie Lubuskim na jeziorze Niesłysz i miał wówczas 8 lat. Wprawdzie koledzy nie wpuścili go na „Omegę”, ale pochłaniając masę książek o tematyce żeglarskiej i morskiej zdobył podstawy wiedzy. Gdy w wieku 10 lat wsiadł wreszcie na jacht, wiedział co to grot, fok, saling i inne części jednostki. Po roku zapisał się na weekendowy kurs na żeglarza jachtowego. Kolejny etap żeglarskiej edukacji nastąpił w Gdańska, gdzie uczęszczał do liceum. Wówczas też przez 3 lata brał udział w zajęciach sekcji żeglarskiej Pałacu Młodzieży. Mieli do dyspozycji łódź wiosłowo-żaglową „DZ”, „Omegi”, „Oriona”, „Bez 2” i „Nefryta”. W Pałacu Młodzieży pierwszy raz wypłynął na Zatokę Gdańska i na morze. Zdał także egzamin na sternika jachtowego.
Żeglowanie na klubowych jachtach nie bardzo mu wystarczało. W 2012 roku wraz Dobrochną Nowak zbudowali 5 m jacht typu setka i nazwali go „Lilla My”. Proszę sobie wyobrazić, że na tym jachcie nasz żeglarz przepłynął samotnie z Europy na Karaiby. Następnie razem żeglowali po Karaibach i wrócili do Europy. Kolejnym minimalnie większym jachtem był „Atlantic Puffin” o długości 6,36 m ze stoczni Northman z Wegorzewa. To na tym jachcie i trzeba dodać, że bez większych awarii nasz żeglarz w latach 2014-2016 opłynął samotnie świat.
Najważniejsze etapy tego rejsu to z Wysp Kanaryjskich przez Atlantyk na Karaiby z 3 miesięcznym pobytem na Martynice, aby zarobić na dalszą część wyprawy. Kolejny etap to Panama i długie oczekiwanie na przejście Kanału Panamskiego. Wreszcie po zabraniu na pokład czterech cumowników z ich szefem, lin cumowniczych oraz przyczepnego silnika mógł pokonać ten kanał przecinający obie Ameryki. Opłata za przejście kanału to niespełna 1000 dolarów USA, do tego jeszcze trzeba doliczyć koszty związane z wypożyczeniem silnika przyczepnego (na jachcie nie ma silnika), toalety, lin (4 liny calowe), odbijaczy (czyli opon zawiniętych w folie) i załogi (oprócz sternika muszą być jeszcze 4 osoby do pracy z linami). Posiłki dla załóg, transport. W sumie kosztowało to około 1500 dolarów.
- Procedura - napisał nam Szymon Kuczyński - wymaga najpierw stawienia się na kotwicowisko w Colon, gdzie jest przeprowadzona inspekcja. Następnie oczekuje się na datę transferu. Czeka się z reguły od 1 do 3 tygodni. W wyznaczone dzień należy się stawić popołudniu na kotwicowisku przed wejściem do kanału. Na jacht wsiada advisor (taki jakby pilot który instruuje skipera co ma robić, ale sam jachtu nie prowadzi i za nic nie odpowiada). W tym momencie na pokładzie jest minimum 6 osób. Wpływa się w zespół 3 śluz, po przejściu których staje się na noc na boi na sztucznym jeziorze Gatun. Następnego dnia o świcie rusza przez to jezioro i dalej kanałem do kolejnych 3 śluz po przepłynięciu których jest się w końcu na wodach Pacyfiku. Jachty muszą pokonywać kanał w odpowiednim tempie i śluzują się w ściśle określonych grupach, o konkretnych godzinach.
Kolejnym etapem i do tego długim (ponad 50 dni) były Markizy. Następnie dotarł do Australii, do portu Darwin. Po drodze przeżył silny sztorm (11-12 st. w skali Beauforta). Jedna z ogromnych fal wlała się do środka, uszkadzając telefon satelitarny.
Po krótkim pobycie w Australii nasz żeglarz trafił na wyspę Bożego Narodzenia, gdzie przez kilka dni zwiedzał najciekawsze miejsca, a niemal cała wyspa jest rezerwatem przyrody. Kolejny etap to żegluga przez Ocean Indyjski do wyspy Reunion w dość ciężkich, ale stabilnych warunkach pogodowych. Przed nim był jeszcze najdłuższy odcinek rejsu (74 dni) i bez zatrzymywania się w RPA do Wysp Zielonego Przylądka pod prąd i wiatr wokół najdalej wysuniętego na południe cypla Afryki.
Na Atlantyku trafił się początkowo korzystny pasat a następnie strefa ciszy i w końcu z Cabo Verde na Wyspy Kanaryjskie, gdzie oficjalnie okrążona została Ziemia. Ostatni odcinek rejsu to z załogą na Azory i ponownie samotnie do Polski.
A. Gedymin
Na zdjęciu: Szymon Kuczyński z bardzo niewielką częścią zapasów na rejs dookoła świata.